Dawno nie miałem tego uczucia. Przyjemnego i strasznego jednocześnie. Dziwnego powrotu do codzienności po długo wyczekiwanym wydarzeniu. Uczucia, które sprawia, że z bólem wraca się do domu czy codziennych obowiązków, ale jednak przyprawia też ono o przyjemne mrowienie i dreszczyk na wspomnienie tego, co się działo jeszcze

Rok 2020 nas nie rozpieszcza. Obecnie wiele aspektów życia wygląda inaczej, niż jeszcze przed kilkoma miesiącami. Kultura, której poświęcony jest ten blog, także. Nie wiadomo, kiedy sytuacja wróci „do normalności” i czy faktycznie to będzie możliwe całkowicie. Bo choć nastąpiło oficjalne „odmrożenie”

Sezon kulturalny 2019/2020 trwa już w najlepsze. Ja, wygrzebawszy się z innych zobowiązań, także wróciłem wreszcie do blogowego życia i uskuteczniam obiecany spam. Na pierwszy ogień poszła recenzja Śpiewaka jazzbandu w reżyserii Wojciecha Kościelniaka, bo tym właśnie spektaklem zainaugurowałem sezon. Drugim

Kocham muzykę. Uwielbiam wracać do korzeni, odkrywać nieznane czy pogłębiać miłości, które już we mnie trwają. Dźwięki misternie utkane w piękną mozaikę i tworzące jedną całość są zdecydowanie jedną z najdoskonalszych rozrywek i przyjemności, jakich doświadczam. Do tego od zawsze uwielbiam prawdę i emocje płynące

Wszystko zaczęło się 29.06, od niepozornego posta na profilu Broadway w Polsce na Facebooku, zawierającego zdjęcie Ramina Karimloo oraz pytanie: Czy poznajecie tego Pana? A przynajmniej wtedy zaczęło się to w szerszej świadomości, bo w głowie organizatorów tego przedsięwzięcia pomysł tlił się zapewne dużo wcześniej.