Musical w Polsce rośnie w siłę. Na deskach polskich teatrów widzimy spektakle, które sięgają również po trudniejsze tematy, a przez rosnącą popularność tego gatunku – przekaz trafia do coraz większego grona odbiorców. Jednym z takich tytułów z pewnością jest musical Drogi Evanie Hansenie, który od września 2024 roku możemy oglądać na deskach Teatru Muzycznego w Poznaniu. To historia tytułowego Evana, młodego chłopaka zmagającego się z codziennością, który szuka wsparcia w terapii.
A czy teatr również może być formą terapii? Na to pytanie odpowiadają reżyser oraz obsada musicalu Drogi Evanie Hansenie. Przeczytaj odpowiedzi Pawła Szkotaka, Macieja Badurki, Joanny Rybki, Igi Klein, Oksany Hamerskiej, Marcina Franca, Macieja Zaruskiego, Urszuli Laudańskiej oraz Michała Kondyjowskiego.
Paweł Szkotak – reżyser spektaklu „Drogi Evanie Hansenie”
Teatr to jest jedno z niezwykłych miejsc, w których spotykają się widzowie z aktorami na żywo. I myślę, że już to jest wielką wartością. Na dodatek na czas przedstawienia widzowie tworzą rodzaj wspólnoty dwu- czy trzygodzinnej. Jeżeli będą śledzić – a wierzę, że tak – losy Evana oraz innych postaci; jeżeli będą empatyzować z nimi, to przeżyją te niezwykłe koleje losu, których doświadcza Evan. I myślę, że już to jest bardzo uwrażliwiającym doświadczeniem. W tym sensie to przedstawienie może otwierać naszą wrażliwość na siebie samych, ale też i na innych ludzi. To, że to jest musical, a więc bardzo rozrywkowa i popularna forma, powoduje, że mamy szansę na to, by dotrzeć z tym przekazem do dużej grupy odbiorców. I wydaje mi się, że to jest duża wartość.
Maciej Badurka – Evan w spektaklu „Drogi Evanie Hansenie”
Według mnie na początku trzeba by było zacząć od definicji, czym tak naprawdę jest terapia. Bo jeżeli przyjmiemy, że jest to wyłącznie rozmowa/dialog, dzięki któremu możemy coś lepiej zrozumieć, to będzie to spłycenie samego zagadnienia. Na pewno Teatr nie może albo nie powinien pełnić jeden do jeden funkcji terapii takiej, jak spotkanie z terapeutą na sesji indywidualnej czy grupowej. Uważam, że sztuka poprzez przeżywanie i doświadczanie bodźców płynących ze sceny, ma niebagatelny wpływ na ludzką psychikę. Każdy sam, indywidualnie od swoich preferencji, może rezonować z treścią danej sztuki, tematyki czy energii scenicznej aktora, który w chwili występu na scenie czymś jednego widza “porusza” bardziej, a drugiego mniej. Na taki odbiór ma także ogromny wpływ indywidualna wrażliwość odbiorcy, czy chociażby sytuacja życiowa, a nawet kwestia refleksyjnego lub bezrefleksyjnego podejście widza do spektaklu. Według mnie emocje i przemyślenia, które towarzyszą wizycie w Teatrze, mogą pełnić funkcje terapeutyczne. Osobiście uściśliłbym to do autoterapii, która w jakimś stopniu dokonuje się w trakcie oglądania spektaklu, albo analizowania konkretnego przedstawienia po jego zakończeniu.
Joanna Rybka – Alana w spektaklu „Drogi Evanie Hansenie”
Myślę, że teatr może być formą terapii, a szczególnie teatr muzyczny, gdzie muzyka pomaga się odprężyć, zrelaksować i prawdziwie przenieść się w inny świat! Istnieje wiele spektakli, które budzą w ludziach iskierkę nadziei na lepsze jutro, czy chociażby sprawiają, że człowiek uśmiecha się po raz pierwszy od dłuższego czasu. Sama dostałam kiedyś wiadomość od widza, który dziękował za niezwykle piękne oderwanie od rzeczywistości, bo bardzo tego potrzebował w swoim trudnym czasie… to jest coś pięknego!
Iga Klein – Zoe w spektaklu „Drogi Evanie Hansenie”
Uważam, że może być, aczkolwiek nic nie zastąpi człowiekowi tej faktycznej terapii, której, myślę, wielu z nas potrzebuje. Ale uważam, że teatr może być takim pierwszym krokiem do tego. Jeśli ktoś myśli, że może by potrzebował z kimś porozmawiać o swoich problemach, to przychodząc na ten spektakl, na „Drogi Evanie Hansenie”, może się tylko utwierdzić w tym, że nie jest sam, że nie jest jedyną osobą, która tej pomocy potrzebuje. I na pewno mogę powiedzieć, że ten spektakl może być formą terapii – bo dla mnie też nią jest.
Oksana Hamerska – Cynthia w spektaklu „Drogi Evanie Hansenie”
Odpowiadając na pytanie, czy teatr może być formą terapii, prawdopodobnie nie odkryję niczego nowego swoim stwierdzeniem. Uważam, że teatr nie tylko może być formą terapii, ale taka właśnie jest między innymi rola teatru. Nawet kiedy idziemy jako widzowie do teatru, żeby najzwyczajniej rozerwać się, odpocząć po ciężkim dniu. Obserwując sytuację, rozmowy aktorów na scenie, słuchając muzyki, nie jesteśmy w stanie uciec od skojarzeń, porównań, analizowania, przetwarzania, a to już oznacza jakąś pracę nad sobą, swoim umysłem. Coraz częściej w musicalu poruszane są tak zwane “trudne” tematy. I coraz częściej jako aktorka słyszę, że widzowie po spektaklu wychodzą poruszeni, niekiedy ze łzami w oczach. Kiedyś mój profesor od wiersza w szkole teatralnej mówił: „Płacz! Łzy oczyszczają duszę…” I coś chyba w tym jest. Nawet jeśli nie przeżyliśmy podobnych sytuacji do tych scenicznych, jako widzowie czy jako aktorzy zawsze możemy przyjąć je do swojego serca „ku przestrodze”, żeby w odpowiednim momencie wiedzieć, jak pomóc sobie lub bliskim. Kolejny aspekt terapeutyczny to właśnie to przysłowiowe „oderwanie się” od przytłaczającej nieraz rzeczywistości. Potrzebujemy tego jak powietrza. Niedawno poznałam człowieka, który podziękował mi za to, że jego chory na raka ojciec przeżył wspaniałe chwile będąc u nas na spektaklu i miał szansę na moment zapomnieć o chorobie. Już zakupił bilety na kolejne spektakle. Będąc na scenie my jako aktorzy też przeżywamy swoje terapeutyczne chwile. Mimo, że nie żyłam w czasach II Wojny Światowej, jako Irena przeżywam po swojemu wojnę w Ukrainie, która dzieje się teraz. Mimo, że nie straciłam nastoletniego syna, grając Cynthię mam szansę dostrzec niepokojące sygnały w mojej rodzinie i być może uchronić własne dzieci przed nieszczęściem. Tak samo jak matki i ojcowie siedzący na widowni. I na koniec mała osobista anegdotka. Mój najmłodszy syn miał niedawno pasowanie na przedszkolaka. Tuż przed wielkim wydarzeniem opiekunka grupy podeszła do mnie i wiedząc, że jestem aktorką, bo też jest częstym gościem w naszym teatrze, powiedziała żartobliwie: „Ależ się mamusia zdziwi jak zobaczy, że synuś w ogóle nie chce brać udziału w przedstawieniu. Nie śpiewa z innymi dziećmi, wierszyków nie chce mówić..” Odpowiedziałam również żartem: „To dobrze! Może będzie miał jakiś porządny zawód. Może lekarzem zostanie…” Na co mądra opiekunka odparła: „Wy też jesteście lekarzami. Leczycie dusze”.
Marcin Franc – Evan w spektaklu „Drogi Evanie Hansenie”
Zdecydowanie tak. Teatr tak naprawdę powstał po to, żeby zrobić terapię – bo teatr powstał po to, żeby było katharsis. Żeby ludzie się oczyszczali, oglądali na scenie siebie i swoje odbicie. Żeby mogli zobaczyć swoje problemy i to, jak inni sobie z nimi radzą. Albo nie radzą. A wydaje mi się, że dodatkowo teatr muzyczny niesie za sobą tę moc muzyki właśnie. Ona dodatkowo wpływa na nas w taki specyficzny i dogłębny sposób. Myślę, że każdy z nas ma takie odczucie, że czasami wystarczy posłuchać jednego utworu, który sprawi, że poczujemy się w bardzo konkretny sposób i wprawi nas w konkretny nastrój. Że raz się rozpłaczemy, a raz będziemy szczęśliwi. I myślę, że to jest dodatkowy element tego oczyszczenia. Według mnie i patrząc na to, co ludzie wielokrotnie mówią, rozmawiając ze mną po spektaklach – teatr jest zdecydowanie forma terapii.
Maciej Zaruski – Jared w spektaklu „Drogi Evanie Hansenie”
Absolutnie, uważam, że teatr może być formą terapii. Nasz spektakl jest właśnie tego doskonałym przykładem. Temat izolacji, problemów emocjonalnych – to obecnie trochę symbol zmieniających się czasów. Pęd życia, przebodźcowanie, technologia – wpychają nas w inne formy wzajemnych kontaktów, niż te pierwotne. Dla widza uczestnictwo w takich przedstawieniach może stać się sposobem na zrozumienie i przetworzenie własnych uczuć oraz nawiązanie głębszych więzi z innymi, dzielącymi podobne doświadczenia. Muzyka i teksty w „Hansenie” są potężnymi narzędziami do wyrażania uczuć – dla twórców; i możliwości nawiązania więzi emocjonalnej z postaciami – dla widza. Teatr ma zdolność oferowania bezpiecznej przestrzeni do wejścia w proponowaną widzom historię, zanurzenia się w niej i refleksję – bez żadnej oceny. W ten sposób może zadziałać niczym katalizator pozytywnej zmiany.
Urszula Laudańska – Zoe w spektaklu „Drogi Evanie Hansenie”
Myślę, że zdecydowanie tak. Przez to że musical jest takim gatunkiem, który w lekki i przystępny dla widza sposób porusza bardzo ważne tematy, może być formą terapii. Może być takim światełkiem w tunelu. Kiedy widzimy, co przeżywają bohaterowie na scenie, możemy się z tym utożsamić i dzięki temu poczuć ulgę, poczuć się lepiej, poczuć, że #niejestemsam. I zobaczyć, że to nie dotyka tylko mnie, ale też postaci, które widzimy na scenie.
Michał Kondyjowski – Evan w spektaklu „Drogi Evanie Hansenie”
Teatr przypomina nam, że każdy z nas ma swoją historię, a dzielenie się nią może być kluczem do zrozumienia siebie i innych. Właśnie w tej wspólnej ludzkiej wrażliwości tkwi ogromny potencjał terapeutyczny.
what do you think?