Na scenie występuje od małego, od dwóch lat w dużej mierze utożsamiany ze swoim instagramowym alter ego, bardzo prężnie działa też jednak w świecie teatralnym. Aktor, wokalista, a ostatnio także – modowy specjalista. 😉 Jaki jest na co dzień? Podczas (niekrótkiego) spotkania rozmawialiśmy o planach, marzeniach, obawach, kulisach zawodu aktora i… jeszcze kilku innych kwestiach. Zapraszam na wywiad z Kamilem Krupiczem!
Kiedy podjąłeś decyzję o takiej drodze zawodowej?
W przedszkolu! Choć początkowo myślałem, że chciałem być prezydentem, ale to szybko się zmieniło. Od zawsze tańczyłem – zanim się nauczyłem chodzić, to zacząłem tańczyć. Oglądałem teledyski Michaela Jacksona, naśladowałem jego ruchy, chodziłem w przedszkolu na różne występy teatralne i zawsze byłem zafascynowany tym, co się dzieje na scenie. W wieku trzech lat na Agrykoli podczas jakiegoś festynu zwiałem mamie, wszedłem na scenę i zacząłem tańczyć z Fasolkami, więc musieli mnie ściągać stamtąd. Pytali się: Czyje to dziecko?! Scena od zawsze była we mnie i nie wyobrażam sobie dla siebie innego zawodu czy wykonywania w ogóle czegokolwiek innego.
Rodzice wspierali Cię w tym? Właśnie od tego momentu ucieczki na scenę?
Czy wspierali… Rodzice nie przeszkadzali, może bardziej tak. Wspierali w ten sposób, że zawozili na zajęcia takie, które chciałem. Na początku jeszcze trenowałem gimnastykę sportową przez sześć lat. Chodziłem do szkoły sportowej, co było pomysłem taty, ale później ja chciałem pójść w teatr i rodzice umożliwili mi to, dowozili na wszystkie zajęcia i nie mieli nic przeciwko temu, tylko cieszyli się tym, że się rozwijam. Ale totalnie nie zdawali sobie sprawy, że śpiewam i gdy wybrano mnie do głównej roli w Teatrze Rampa i zaproszono rodziców na rozmowę, by powiedzieć im, że będą próby, że będą spektakle w czasie szkoły i że to jest musical, a ja będę grał główną rolę, to rodzice zrobili wielkie oczy i zdziwili się: To on śpiewa?!
Czyli miałeś jakieś nieodkryte przed rodzicami talenty.
Tak, chociaż w domu i tak zawsze było: Cicho bądź, nie drzyj się tak! (śmiech)
Kończyłeś studia aktorskie. Dlaczego zatem musical, a nie teatr dramatyczny?
Do teatrów muzycznych są castingi, są przesłuchania i o tym się słyszy, dlatego na te przesłuchania się zawsze wybieram i się udaje, dlatego poszło to w tę stronę muzyczną. Od zawsze śpiewałem i jakoś tak idzie to prężnie od jednego do drugiego teatru muzycznego.
A chciałbyś dramatycznego teatru też spróbować?
Tak, bardzo. Oczywiście muzyka jest we mnie i czuję muzę, ale najbardziej czuję się aktorem.
Jak to wygląda – czy do teatrów dramatycznych też są castingi?
Właśnie nie ma. Trzeba być etatowym aktorem albo reżyserzy przychodzą do szkoły i akurat kogoś wyhaczą. Nasz dyplom w szkole był nagrywany, więc mało osób go widziało, nie mogliśmy się też przez to pokazać i bardzo mało osób z mojego roku niestety pracuje w zawodzie przez to, że nie zostaliśmy nigdy nikomu pokazani. Teraz tylko przez przesłuchania się coś tam zadziało w ogóle.
Co wyjątkowego jest dla Ciebie w teatrze?
Wymiana energii z widzami. Naprawdę. Ile dasz, tyle sam dostaniesz. To może taki wyświechtany tekst, ale po prostu uwielbiam to. Wiem, że jeżeli daję z siebie dużo, też dużo otrzymuję od publiczności. To widać w ich twarzach i to jest niesamowite. I niezwykłe jest to, co czuje aktor, gdy stoi na scenie i nagle widz wstaje i zaczyna oklaskiwać go na stojąco. Aż się łezka w oku kręci – szczególnie, jak się gra poważniejszy spektakl, który daje coś do myślenia, niekoniecznie coś rozrywkowego.
Tak jak Blaszany bębenek.
Tak. Choć Bębenek to dosyć trudny temat, ale okraszony rozrywką. To jest taki trochę kwaśny spektakl. Bardzo trudny temat opowiedziany w sposób wodewilowy. Też byłem ciekaw, jak to Wojtek Kościelniak wymyśli i sam jestem w szoku, że to tak zażarło. I że w tę stronę to poszło.
Starasz się być na bieżąco z tym, co się dzieje w teatrze w Polsce? Chodzisz na spektakle czy już nie ma na to czasu?
Chodzę. Ostatnio byłem w Teatrze Powszechnym. Staram się być na bieżąco, aczkolwiek czasami nie mam na to czasu, bo cały czas jestem albo na próbach, albo mam te przysłowiowe apele, no i czasami ciężko jest się wyrwać. Ale jeśli mam czas, to oczywiście tak.
Coś Cię ostatnio zachwyciło szczególnie? Coś mógłbyś nam polecić?
Ostatnio jestem cały czas zachwycony filmem Zimna wojna. To najbardziej mnie zachwyciło. W ogóle jestem fanem filmów, bo je mogę obejrzeć nawet w nocy, mam wtedy większe pole do popisu. Oglądałem też Romę, nominowaną do Oscara chyba w siedmiu kategoriach. Piękne zdjęcia. No ale u nas, w Zimnej wojnie, też są piękne zdjęcia. No i Joanna Kulig… Myślałem, że ona też może dostać Oscara albo chociaż nominację dla najlepszej aktorki. Naprawdę jest naszą dumą narodową, jest niesamowita.
Tak! A co ciekawe, ja ją pamiętam jeszcze z Idola.
Ja też ją pamiętam! Ona nawet nie zaszła tam jakoś daleko, ale i tak ją zapamiętaliśmy! Jedyna w swoim rodzaju, taka niespotykana – i ta uroda, i ten głos. Nieprzeciętna.
Faktycznie to o czymś świadczy. Osoba, która nie wybiła się na tym programie, a my ją mimo wszystko pamiętamy jeszcze z tego etapu.
Miała już wtedy taką iskierkę, że się wypatrzyło ją wśród tłumu.
Wolisz grać czy oglądać?
Grać! Ja się wyżywam grając. Może dlatego potem… a nie, i tak jestem niespokojny (śmiech). Ale trochę upuszczam energii na scenie.
Co jest najfajniejsze w tym zawodzie? Właśnie to, że możesz dać ten upust energii?
To, że codziennie możesz być kimś innym. Nic Cię nie ogranicza. Budujesz postać i możesz być kimkolwiek zechcesz, a jeżeli masz jeszcze spektakl autorski, gdzie możesz tworzyć tę postać od podstaw – od chodu po wymowę, to jest najbardziej ekscytujące w tym wszystkim.
Miałeś taką właśnie przygodę już?
Zobaczysz w Blaszanym bębenku. Nie chcę spoilerować, ale tam jest tak, że my jesteśmy widziani oczami małego dziecka, Oskarka, i jesteśmy bardzo osadzeni w formie zabawek. Musieliśmy wymyślić ten ruch zabawek, który jest mocno zmechanizowany, więc była to też taka praca bardzo formalna, a im więcej formy, tym więcej trzeba włożyć emocji i uczuć.
Na ile jest to praca Twoja, Twój pomysł, a na ile sugestie reżysera?
Przy autorskich rzeczach jest tak, że reżyser patrzy, ogląda i dużo bierze z aktora. Są tacy reżyserzy, którzy od deski do deski ustawiają ruch, całą impostację, to, jak mówić, gdzie stawiać akcenty. Takiej pracy nie lubię, bo to w ogóle nie jest twórcze. A z Wojtkiem jest tak, że on prowadzi w tym całym procesie, trzeba mu zaufać i na koniec wiesz, że jesteś w dobrych rękach. I że będzie dobrze.
A w sytuacjach, gdy we dwóch gracie jedną rolę zamiennie, jesteście tak samo instruowani czy jest to przez reżysera indywidualnie dostosowywane?
Podobnie, tylko mamy troszkę inne zadania. W nawiązaniu do Blaszanego bębenka – mamy z Błażejem (Błażej Stencel zamiennie z Kamilem wciela się w rolę Jana Brońskiego – red.) zupełnie inną motorykę ciała, więc te wszystkie zadania, które mamy wykonać, są troszeczkę inne, bo każdy z nas ma co innego do przepracowania. Każdy ma swój ruch, swój chód, swoją specyficzność. Nikt nie będzie taki sam. I to jest fajne, bo można przyjść dwa razy na ten sam spektakl, z różnymi obsadami, i zobaczyć tak naprawdę różne dwa światy.
Wiemy już, co lubisz, a czego nie lubisz w tym zawodzie?
Tego, że trzeba jednak ciągle chodzić na te przesłuchania. Czasami castingi nie są przyjemne. To jest też stres. Niektórzy wcale nie są mili na tych castingach, zaczynają wertować z rzeczy, których nie powinni. Czy coś jeszcze? Ja nie mam managera, sam wszystko załatwiam. Nienawidzę rozmawiać o pieniądzach, a wiadomo, że trzeba ustalić kwoty za spektakle. To jest najstraszniejsza rzecz dla mnie. Te wszystkie rzeczy finansowe, umowy, formalności… Z dala ode mnie! Ja się czuję tylko artystą. Nienawidzę tej papierologii – umów, finansów. Ja nawet nie wiem, jak mam to poukładać, jak rozmawiać o tym, że np. stawka mi nie odpowiada. Nie chcę też siebie oszukiwać i chcę czuć się dobrze. Nie umiem walczyć o swoje, ale też nie chcę być oszukiwany. Chcę po prostu dobrze wykonać swoją pracę. Zawsze wchodzę na 100% we wszystkie projekty i chciałbym czuć się dobrze z tym, że zarabiam tyle, na ile zasługuję.
Że to jest praca, a nie tylko hobby.
Tak. Na szczęście na razie wszystko wszędzie mi odpowiada (śmiech).
A przychodzi czasami taki moment, że czujesz: Kurczę, już się wypaliłem, mam dosyć tego tytułu, niech już go zdejmą z afisza?
Raz tak miałem, grając Mamma Mia! Prawie 600 razy zagrałem ten tytuł i myślałem, że straciłem trochę zapał do tego zawodu. Że to nie to, o co mi chodzi, nie rozwijam się, cały czas to samo… To była ciężka robota! Ja podziwiam cały czas ludzi, którzy tam są do tej pory. Do Romy cały czas przychodzą nowi widzowie, chcą obejrzeć świeży spektakl, więc trzeba dawać z siebie wszystko, a tak naprawdę krew w żyłach buzuje.
Bo właśnie miałem pytać Cię teraz o Romę… Jak wspominasz tę współpracę? Czy powtórzyłbyś to?
Nie. Tak szczerze cieszę się, że to już jest za mną. Cieszę się z tej współpracy, bo poznałem wspaniałych ludzi w obsadzie, aktorów, z którymi do tej pory się przyjaźnię. Ale czy chciałbym grać codziennie ten sam spektakl? Nie.
Obserwuję na Instagramie też innych aktorów, między innymi grających obecnie właśnie w Romie, którzy w swoich relacjach są ciągle podekscytowani swoją pracą. Zastanawiam się, na ile jest to autentyczne i czy po tylu razach to może sprawiać jeszcze przyjemność.
Myślę, że może. Może właśnie oni czerpią z tego przyjemność? Ja wtedy, będąc tam, czerpałem przyjemność z tego, że spotykam się z fajnymi ludźmi, z moimi znajomymi. Tak się wtedy zaprzyjaźniliśmy, że codziennie spędzając ze sobą czas, to byli moi najbliżsi. Z tego się cieszyłem. No i oczywiście z tego, że widzowie tak to odbierają, z tej energii wymiennej, wiadomo. Tylko chciałem już robić coś innego. Chciałem znowu budować spektakl, postać, a byłem taki jakby zasiedziany trochę tam.
Żałujesz jakichś decyzji zawodowych? Np. castingu, na który nie poszedłeś albo czegoś, co zrobiłeś, a teraz widzisz, że nie było warto?
Nie. Wszystko jest po coś. Nic nie dzieje się przez przypadek.
A jest coś, czego byś nie zrobił w ramach roli, pracy zawodowej?
Chyba nie. Zrobiłbym dużo, ale musiałbym to mieć wytłumaczone. Np. golizna jest dla mnie czymś naturalnym. Można pokazać gołą dupę za przeproszeniem, jeśli ma to sens. Musiałbym mieć wytłumaczone, dlaczego, po co, co to wnosi do spektaklu, czy jest to rzeczywiście potrzebne. Jeśli ktoś by mi merytorycznie wyjaśnił, dlaczego jest taki zabieg i uznałbym, że rzeczywiście to wnosi dużo, a nie jest po prostu golizną dla samej golizny, to owszem – tak.
Najlepsze wspomnienie dotychczasowej pracy, ulubiona rola?
Myślę, że to jest jeszcze przede mną. Jak będę stary, to będę mógł się tak wypowiadać, a teraz to tak… Nie wiem, dużo. Każda praca jest tak interesująca, tak otwiera mózg i to wszystko, że cieszę się z każdej rzeczy, którą teraz podejmuję. Bardzo się cieszę też na współpracę z Wojtkiem Kościelniakiem, bo to jest reżyser, z którym zawsze chciałem współpracować, bo wiedziałem, że się dogadamy. Obaj lubimy formę, ja lubię ją wypełniać, lubię właśnie tworzyć postaci. To jest super. Jestem zadowolony z miejsca, w którym teraz jestem, bardzo.
A masz jakąś wymarzoną rolę?
(oddech) Ojej… Ja lubię takie… złe postaci. Może coś znowu na obcasach, coś takiego perwersyjnego, coś takiego dziwnego. Lubię takie bardzo odjechane rzeczy w teatrze. Może właśnie coś w tę stronę.
Widziałeś Kinky boots?
Widziałem. O, właśnie. Może właśnie coś takiego np. mógłbym zrobić.
Widzowie mogą też pamiętać Cię z telewizji, m.in. z serialu Niania…
…o, sprzed tysiąca lat! (śmiech)
Tak, choć niedawno widziałem któryś z odcinków. Ale właśnie – czujesz się lepiej na planie czy na scenie?
Wiesz co, na planie tak często nie bywam, jak na scenie. Scena to jest mój drugi dom i tutaj czuję się jak ryba w wodzie. Na planie musiałbym się przyzwyczaić.
Chciałbyś?
Pewnie, że tak. Tylko właśnie, tak jak mówię, nie wiem, gdzie są te przesłuchania, nikt mnie o nich nie informuje, nie wiem nawet, czy takie istnieją. Jedyne, o czym się dowiaduję, to o przesłuchaniach w teatrach. Więc… jakbym się dowiedział, tobym z chęcią spróbował.
A jak znalazłeś się w Blaszanym bębenku?
Z castingu. Było ogłoszenie o castingu do nowego spektaklu, no i przyjechałem. A pracowałem wcześniej z Wojtkiem przy Chicago i bardzo dobrze mi się z nim pracowało, więc chciałem powtórzyć to w innym tytule.
Ale miałeś chyba jakieś zawirowania z tym tytułem, prawda? Początkowo miała być inna rola…
Miała być inna rola, ja zrezygnowałem, były inne plany w tym czasie, ale jednak tydzień przed rozpoczęciem prób jedna osoba zrezygnowała z roli i zadzwoniono do mnie, czy nie chciałbym roli Jana. No takiej roli się już nie odmawia! (śmiech)
Czyli nie żałujesz teraz, że wtedy odmówiłeś.
Nie, i widzisz – nic nie dzieje się przez przypadek. Odmówiłem mniejszej roli, żeby dostać większą (śmiech).
Czy życie w rozjazdach jest męczące i odbija się jakoś na Twoim życiu prywatnym?
Nie, ja już się przyzwyczaiłem do tego. Odbija się to tylko na moim brzuchu (śmiech). Cały czas jem w trasie jakieś niezdrowe rzeczy. Ale ja lubię jeździć. Jestem z Warszawy, tam cały czas pracowałem od dziecka i myślałem, że nie będę nigdy chciał wyjeżdżać, ale usłyszałem właśnie o castingu do Chicago i mówię… No dobra! Jeden tytuł w Krakowie, będę sobie dojeżdżał, będzie fajnie. No i tak mi się spodobało, że jeżdżę (śmiech).
Wrocław – Kraków, zobaczymy, co dalej.
No właśnie, i ja później przez Was też jeżdżę po Polsce całej (śmiech).
I bardzo dobrze!
Czujecie niedosyt? To się dobrze składa! Z Kamilem rozmawiało się tak dobrze, że naprawdę nie mogliśmy skończyć… Część druga rozmowy już za tydzień!
4 COMMENTS
Urszi
6 lat ago
Petarda!
Wywiad bardzo mi się podoba i chciałabym napisać jakiś wyczerpujący komentarz, który odzwierciedli to, co czuję, ale nie umiem ubrać tego w słowa… Komentarze to nie jest moja mocna strona, więc powiem tylko, że nie mogę się doczekać kolejnej części. Super, że możemy dowiedzieć się czegoś w końcu konkretnie o Kamilu, a nie Krystianku, bo chyba nie tylko ja mam niedosyt właśnie jego 😉
Dobra robota 😉
Pozdrawiam i czekam na więcej!
Szymon
6 lat ago
AUTHORAaaa, dziękuję bardzo! Taki właśnie był jeden z celów tego wywiadu – by pokazać także Kamila jako aktora i jako człowieka. 🙂 Cieszę się bardzo, że się podobało i oczywiście zapraszam na kolejne części! 🙂
Pozdrawiam!