Różne są powody, dla których decyduję się na obejrzenie danego musicalu: czasami jest to poruszająca historia, czasami genialna muzyka, przejmujące libretto, ulubiona obsada i twórcy czy miejsce, do którego mam sentyment. Różne też są powody, dla których obejrzenie pewnych tytułów ciągle odwlekam w czasie: a to termin nie pasuje, a to obsada nie taka, a to inne zobowiązania, a to za daleko… Ta ostatnia kwestia sprawiła, że tak długo zwlekałem z obejrzeniem musicalu Doktor Żywago w Operze i Filharmonii Podlaskiej w Białymstoku. Pewien impuls sprawił jednak, że nie mogłem już dłużej czekać! Jaki?
Gdy muzyka gra
O białostockiej inscenizacji musicalu Doktor Żywago słyszałem sporo dobrego. Osoby, z których zdaniem bardzo się liczę, z całego serca polecały ten musical, mówiąc, że prawdziwie zapiera on dech w piersiach. Wiedziałem, że obsada jest zacna, kilkukrotnie przesłuchałem też utwory, z których część mi się naprawdę bardzo podobała. No ale przecież ten Białystok tak daleko… Aż podczas koncertu The best of Broadway w Teatrze Polskim w Warszawie usłyszałem Paulinę Janczak, wykonującą utwór Gdy muzyka gra. No i strzeliło we mnie. I choć wcześniej wśród tych znakomitych artystów, znajdujących się obsadzie Doktora Żywago, nie miałem raczej konkretnych nazwisk, które chciałbym zobaczyć w akcji, wtedy wiedziałem już, że jedynym warunkiem koniecznym jest to, by Larę grała Paulina. Sprawdziłem odpowiednie terminy, swoją dyspozycyjność i naprędce kupiłem bilet. I Białystok nagle przestał być tak odległy – w przeciwieństwie do terminu spektaklu.
Wojna i pokój, miłość i śmierć
Doktor Żywago jest opowieścią o Rosji i historycznych zmianach w niej zachodzących. Jest portretem moskwiczan, wywodzących się z różnych grup społecznych i posiadających tak różne przywileje. Przede wszystkim jednak jest historią tytułowego Jurija Żywagi i pozostałych bohaterów, z którymi Jura na przestrzeni lat się spotykał. Ponad trzygodzinny spektakl przeprowadza widza przez niemal całe życie Jurija, Lary i Toni, a po części także Paszy i Komarowskiego, którzy dopełniają ten specyficzny, miłosny pięciokąt. Jesteśmy świadkami rewolucji, szantażów, ucieczek, śmierci, rozczarowań, trudnych wyborów, przemian politycznych oraz – chyba przede wszystkim – świadkami miłości i burzliwego romansu.
Magia teatru
Wielokrotnie na blogu wspominałem, że uwielbiam w teatrze umowność i symbolikę, zmuszającą widza do myślenia. Tak było choćby w przypadku Chicago Krakowskiego Teatru Variété czy Jesus Christ Superstar wystawianego w Teatrze Rampa. Doktor Żywago w Operze i Filharmonii Podlaskiej jest totalnym przeciwieństwem ascetycznych inscenizacji wyżej wymienionych spektakli. Białostocka scena daje bardzo dużo możliwości, co twórcy tego przedsięwzięcia, na czele z reżyserem Jakubem Szydłowskim, bardzo umiejętnie wykorzystali. I choć bardzo lubię minimalizm, obok Doktora Żywago nie mogę przejść obojętnie.
Myślę, że był to jeden z najbardziej spektakularnych spektakli, jakie widziałem. I z całą pewnością jeden z najpiękniejszych wizualnie. Podczas tych kilku godzin, których upływu w ogóle nie odczułem, namacalnie stykałem się z niesamowitą magią teatru, w mgnieniu oka przemieszczając się w czasie i przestrzeni i z każdą sceną coraz bardziej zachwycając się tym, co widzę. Scenografia Mariusza Napierały jest bardzo widowiskowa, mimo że nie jest specjalnie obszerna. Ogromne wrażenie zrobiło na mnie to, jak wykorzystywano poziomowaną scenę, ukazując jednocześnie piętra i piwnicę czy tez wyższość komunistów nad szarymi obywatelami. Przejmująca jest zmiana w domu Jurija i Toni, świetnie ogląda się sceny leśne z pojawiającymi się drzewami. Bardzo podobało mi się też to, jak przedstawiono peron kolejowy, że o pociągu na scenie pozwolę sobie wspomnieć na końcu.
Uczta dla oka
Pięknie wyglądają także kostiumy Anny Chadaj, pokazujące różnice w grupach społecznych oraz świetnie oddające rosyjskiego ducha, a sfery wizualnej dopełniają światła Macieja Igielskiego oraz multimedia Sylwestra Łukaszuka. Duże wrażenie zrobiło na mnie to, co na scenie działo się podczas utworu Popiół i łzy – leśna mgła i latarki wprowadzały pewien niepokój i świetnie oddawały klimat mrocznego lasu. Co ciekawe, podobny zabieg widziałem ostatnio w Blaszanym bębenku w Teatrze Muzycznym Capitol – rozwiązanie dość proste, ale bardzo efektowne!
Dobrzy czy źli?
Doktor Żywago to także bardzo złożone, niejednoznaczne i skomplikowane postaci: prowadzący podwójne życie Jurij, którego życie do góry nogami wywraca wojna; skrzywdzona w młodości Lara, która poszukuje miłości; Pasza, który z dobrego męża przeistacza się w dziką bestię; władczy i bezkompromisowy Komarowski, który okazuje się jednak mieć serce; Tonia, która cierpliwie czeka na męża nieświadoma jego podwójnego życia. Niezwykle ciekawe jest to, że żadnej z tych postaci nie można stanowczo skategoryzować i jednoznacznie ocenić jej zachowania. Bo czy Pasza od początku był złym do szpiku człowiekiem, czy też przeszedł przemianę, chcąc oczyścić honor żony? Czy Jurij mógł kochać naraz dwie kobiety? Czy Komarowski faktycznie miał ludzkie odruchy, czy też każdym jego zachowaniem kierował jego własny interes?
Boli też fakt, że tak skrzywdzona została Bogu ducha winna Tonia. Niezwykle przejmujący jest moment, w którym ściera się ona z Larą w utworze Zdziwienia nie ma w tym. Obie kobiety przyznają się w nim do miłości do tego samego mężczyzny, jednak rozumieją nawzajem swoje pobudki i nie chowają urazy, co może wydawać irracjonalne, jednak w tej sytuacji całkowicie wierzy się obu kobietom. Emocji scenie tej dodaje przepiękna interpretacja wokalna Pauliny Janczak i Doroty Białkowskiej.
Nie ma słabych ról!
Obsada jest zresztą jedną z silniejszych stron tego spektaklu. Tutaj nie ma słabych ról, nie ma słabych kreacji, nie ma słabych wokali. Wciska w fotel to, co prezentuje chór Opery i Filharmonii Podlaskiej, działający jak jeden, doskonale ze sobą współgrający organizm. Zachwycają również soliści, tworzący ten przedziwny miłosny pięciokąt. Niezwykle ciepłą i tragiczną postać wykreowała Dorota Białkowska wcielająca się w Tonię, świetny jak zwykle był Tomasz Steciuk, kreujący władczego Komarowskiego. Bardzo dobrze było w roli Aleksandra zobaczyć i usłyszeć Grzegorza Pierczyńskiego, którego bardzo charakterystyczny głos doskonale pamiętam z poznańskiej inscenizacji musicalu Jekyll and Hyde, a także Anitę Steciuk jako Annę oraz Macieja Nerkowskiego (czyli m.in. genialnego Piłata z warszawskiego Jesus Christ Superstar) w roli Gintsa. Jednak tym razem moje podium należy do innych artystów. Największym zaskoczeniem i odkryciem był dla mnie Tomasz Bacajewski, wcielający się w Paszę/Strielnikowa. Widziałem go na scenie po raz pierwszy i momentalnie kupił mnie tym, jak wykreował tę skomplikowaną postać. Tomasz ma świetny głos, który momentalnie pobudza i przykuwa uwagę, a mnie szczególnie zachwycił w utworze Litości za grosz.
Wymarzona Lara
Absolutnie nie zawiodła mnie prowodyrka mojej wycieczki do Białegostoku, czyli Paulina Janczak. Wykreowała ona bardzo przekonującą postać skrzywdzonej kobiety, która mogłaby poddać się już niejednokrotnie, ale uparcie walczy o swoje szczęście; kobiety niezwykle silnej i uczuciowej; kobiety ciepłej i oddanej. Jej wykonanie utworu Gdy muzyka gra było chyba jeszcze bardziej emocjonalne niż podczas koncertu The best of Broadway, na co złożył się zapewne kontekst sytuacyjny i odniesienie do historii Lary.
Oprócz nieskazitelnego głosu, delikatnego i mocnego zarazem, Paulina bardzo dobrze zaprezentowała się też aktorsko, a na rolę tę złożyło się wiele małych i pozornie niezauważalnych gestów (jak rzucenie miotłą), które skrupulatnie budowały tę postać. Sama Lucy Simon, autorka muzyki do Doktora Żywago, która kilka miesięcy temu widziała białostocką inscenizację, powiedziała, że Paulina jest jej wymarzoną Larą, dokładnie taką, jak ją sobie wymyśliła, gdy pisała te utwory. I trudno się z nią nie zgodzić!
Od Idola do Doktora
Świetnie w roli poety-lekarza wypadł Łukasz Zagrobelny, którego doskonale pamiętam z telewizyjnego Idola – mimo że nie osiągnął tam wielkiego sukcesu, był na tyle charakterystyczną postacią, że bardzo mocno zapadł mi w pamięć. (Swoją drogą – wiecie, ile to już lat minęło?!) Przyznaję, że nie śledzę bardzo na bieżąco pozamusicalowej twórczości Łukasza, jednak bardzo poruszają mnie jego teatralne kreacje.
Uwielbiam w teatrze (i w sztuce w ogóle) prawdziwe emocje i tak właśnie postać Jurija wykreował Łukasz – zarówno w gestach, jak i głosem. Rola Żywagi jest dużym wyzwaniem aktorskim i wokalnym, a w swoich songach Łukasz mógł zaprezentować pokaźną skalę głosu i mnogość emocji, począwszy od Kim ona jest?, przez Decyzję po absolutnie zachwycający duet z Pauliną Janczak w utworze Tam, gdzie czeka czas. Ja byłem całą tą kreacją prawdziwie urzeczony! I wspólnie z Jurijem przeżywałem jego rozterki. A czy zgadzam się z jego końcową decyzją…? To pytanie niech pozostanie bez odpowiedzi.
Niewiele potrzeba
Jednym z wielu atutów musicalu Doktor Żywago jest również taniec i ruch sceniczny. Często nie są to wymyślne choreografie, a delikatne ruchy, jak skinienie głową – jednak wykonane przez cały zespół dają bardzo ciekawy efekt. Czasami ruch był bardziej złożony i efektowny, jak choćby w scenie w szpitalu, podczas wesela czy w utworze Kobiety i dzieci. Interesującym i dość rzadko spotykanym motywem byli tancerze wykonujący w wielu scenach jazzowe choreografie – pozornie nieco w oderwaniu od spektaklu i akcji, a tak naprawdę w ścisłym z nią połączeniu.
Gdy rzeczywistość przerasta oczekiwania
Wobec musicalu Doktor Żywago nie miałem dużych oczekiwań. Jasne – słyszałem o nim wiele dobrego, polubiłem wcześniej charakterystyczną i różnorodną muzykę, czekałem na utwór Gdy muzyka gra, wiedziałem, że jest fenomenalna obsada… Nie znałem jednak tej historii, nie czytałem żadnych opisów ani recenzji, nie wiedziałem, czego mogę się spodziewać, nie znałem możliwości technicznych białostockiej sceny. I cieszę się z tego! Bo przez ponad trzy godziny chłonąłem wszystkie emocje, które płynęły ze sceny, siedziałem w fotelu urzeczony, w ogóle nie czując upływającego czasu. Doktor Żywago jest przejmującą historią, pełną porywających interpretacji wokalnych i skomplikowanych kreacji aktorskich, a na dodatek jednym z najpiękniejszych wizualnie widowisk, jakie miałem okazję widzieć w ostatnim czasie. I mam nadzieję, że będzie mi dane zobaczyć je jeszcze w przyszłości. Wielką stratą byłoby, gdyby musical ten zniknął z afisza!
3 COMMENTS