Oferta musicalowa w Polsce jest dość szeroka. Od hitów broadwayowych przez mniej znane zachodnie produkcje aż po spektakle rodzime. Ja przez lata znałem musical głównie przez pryzmat Teatru Muzycznego w Poznaniu, kulturalne wycieczki trwają stosunkowo niedługo, więc wciąż zaległości mam spore i ciągle jest jeszcze wiele tytułów w różnych zakątkach Polski (i nie tylko, rzecz jasna 😉), które chciałbym zobaczyć. A że niektórymi tytułami w międzyczasie zachwycam się tak, że oglądam je kilkukrotnie, to jeszcze ciężej jest zobaczyć te wszystkie nowości. Gdy dawno temu zrobiłem więc mały research, ucieszyłem się, że na teatralnej mapie Polski znajdują się takie tytuły, jak choćby Chłopi w Teatrze Muzycznym w Gdyni. No bo to zawsze choć jeden tytuł do obejrzenia mniej – przecież takich nudów oglądać nie mam zamiaru! Pogląd zmienił mi się, gdy zacząłem poznawać twórczość Wojciecha Kościelniaka i gdy od osób, które bardzo cenię, słyszałem, że to genialny spektakl. Musiałem więc to sprawdzić!
Walka o bilety
Kupowanie biletów na spektakle w Teatrze Muzycznym w Gdyni bywa niemałym wyzwaniem – cieszą się one bowiem takim powodzeniem, że często wyprzedają się na pniu. Nie zwlekałem więc długo z zakupem i na styczniowy spektakl bilet kupiłem już w sierpniu ubiegłego roku! Kilka dni temu z kolei kupiłem bilet na listopadową Lalkę – również w gdyńskim teatrze – tak więc, jeśli ktoś też chciałby zobaczyć ten spektakl, niech już teraz zaplanuje listopadowy wypad do Gdyni.
Wracając jednak do tematu! Powiedzieć, że Chłopów kojarzyłem średnio, to nie powiedzieć właściwie nic. Kojarzyłem jakieś nazwiska, ale o fabule nie miałem większego pojęcia i przyznaję się bez bicia, że nie mam pewności, czy w czasach szkolnych w ogóle przeczytałem powieść Reymonta. Do spektaklu Kościelniaka podchodziłem więc z czystą kartą, nie wiedząc, czego do końca spodziewać się po historii. Znając jednak inne dzieła tego reżysera – szczególnie te autorskie – duże oczekiwania miałem co do artystycznego poziomu przedstawienia. Czy nie zawiodłem się?
Wrócić do lektury?
Nie jestem w stanie wskazać na ile twórcy zachowali spójność z literackim oryginałem, bo jak wspomniałem – jego znajomość nie jest u mnie na najwyższym poziomie. Z pewnością mogę jednak zaznaczyć, że otrzymałem od twórców niesamowite widowisko, spektakularną inscenizację, charyzmatyczne postaci i naprawdę porywającą historię. I po zobaczeniu Chłopów Kościelniaka jeszcze bardziej ubolewam nad tym, że w szkołach uczniowie zmuszani są do zapoznawania się z takim kanonem literatury, bo często do czytania to bardziej zniechęca – a po zobaczeniu gdyńskiego spektaklu sam bym chętnie do powieści Reymonta wrócił!
Dzieło kompletne
Chłopi w Teatrze Muzycznym w Gdyni są dziełem kompletnym, prezentującym sztukę teatralną dokładnie w takiej formie, w jakiej ja kupuję ją w całości. Dla mnie to jest właśnie Teatr przez ogromne T. Mimo że spektakl jest bardzo długi, nie nudzi się ani przez chwilę, a jedynym mankamentem tak długiego spektaklu może być problem z wysiedzeniem tyle czasu w jednej pozycji. W Chłopach Kościelniak jak zwykle bawi się teatralną formą, z jednej strony prezentując spektakularne widowisko, z drugiej z kolei stawiając na bardzo dużą umowność. Czasami może nawet zbyt dużą, jak w scenie z krową czy z rzucaniem wypchanymi kukłami – no ale to jest właśnie teatr Kościelniaka. I w tej formie ja to naprawdę kupuję. Dzieło to jest bardzo plastyczne, cały czas żywe. Mimo wspomnianego wcześniej długiego czasu trwania, nie ma żadnych przestojów, ciągle jest dynamicznie.
Wszystko jest po coś
W Chłopach bardzo mocno widoczne jest to, czego często brakuje mi w innych spektaklach, o czym pisałem choćby przy okazji ostatniej recenzji Miss Saigon w Teatrze Muzycznym w Łodzi – dynamika i konsekwencja. Aktorzy przez cały spektakl pozostają w swoich rolach niezależnie od tego, czy są to postaci wiodące, czy też znajdujący się w tle zespół. Wiele jest momentów, w których widzimy na scenie kilkadziesiąt osób i ani przez moment nie miałem poczucia chaosu, zagubienia czy też z drugiej strony – znudzenia.
Każdy z artystów wiedział, co ma robić i nawet, gdy główna akcja miała miejsce na pierwszym planie, w tle ciągle było życie, ciągle coś się działo. Bardzo cieszą mnie też zawsze pomysły i rozwiązania scenograficzne, gdzie jeden rekwizyt może spełniać wiele ról – co ma miejsce również i tutaj. Kocham taki teatr! Kocham teatr, w którym każdy ma określoną rolę, określone zadania; teatr, w którym widać wyraźne i świadome prowadzenie reżysera. Kocham teatr, w którym widać pomysł! Zatem… kocham Chłopów!
Porywająca choreografia
W Chłopach porywa też choreografia, ale nie ma się co dziwić, gdy odpowiada za nią Ewelina Adamska-Porczyk. Jej praca oraz wizja każdorazowo robi na mnie ogromne wrażenie, a przy Chłopach – w moim odczuciu – było to zadanie jeszcze trudniejsze. Muzyka jest bowiem bardzo specyficzna i równie charakterystyczny powinien być przypisany do niej ruch. I dokładnie taki był. Bardzo duże wrażenie zrobiła na mnie scena otwierająca spektakl ze świetną choreografią w kole – wielki szacunek przy tym także dla zespołu! Genialnie wyglądała także scena z mężczyznami tańczącymi w młynie. Zresztą scen, które mocno zapadają w pamięć, naprawdę jest w Chłopach sporo.
Świetne i bardzo widowiskowe są sceny podczas wesela czy na jarmarku, gdzie jak na dłoni widać to, o czym wspominałem wcześniej – świetną reżyserię i bardzo dobre przygotowanie zespołu. Przepiękna wizualnie jest scena, gdy poznajemy Jagnę, a pióra unoszą się w powietrzu i po całej scenie. Cudo!
Skąd ten pomysł?
Dużą wartością Chłopów Kościelniaka jest fakt, że jest to tytuł, który z musicalem się niespecjalnie kojarzy – przynajmniej mnie – a który to w formie tej broni się całkowicie. Kościelniak bowiem dostrzegł w powieści Reymonta właśnie to, co powinien zawierać dobry musical. W programie teatralnym możemy przeczytać fragment wypowiedzi reżysera:
Zazwyczaj jeśli musical z sukcesem sięga po literaturę, to po taką, która spełnia kilka warunków wstępnych. Należą do nich – między innymi – nośność tematów, odpowiednia konstrukcja postaci, konfliktów itp. Równie ważne, czy w takiej powieści autor zawarł wyrazistą oryginalną muzykę, plastykę, kostium i taniec – czyli to wszystko, co stanowi główną siłę napędową teatru muzycznego. W tym wypadku chyba tak jest. Powieść Chłopi aż kipi od polskiej wspaniałej muzyki. Mieni się kolorami barwnych kostiumów i fantastycznych tańców.
I choć początkowo na pewno podchodziłem sceptycznie do pomysłu obejrzenia musicalowej wersji powieści Reymonta, teraz mogę się z twórcą musicalowej adaptacji w pełni zgodzić. To, co widzimy na scenie, jest bowiem piękne, kolorowe, swojskie. Polskie. Zachwycają kostiumy Katarzyny Paciorek, bardzo podobało mi się też wykorzystanie w spektaklu archaicznego języka. Mimo że niektóre kwestie bywały przez to cięższe w zrozumieniu, wprowadzało to w bardzo dobry klimat. Porywająca jest też muzyka Piotra Dziubka, pełna ludowych melodii, przy których często naprawdę ciężko wysiedzieć w fotelu. Bardzo podobały mi się ludowe przyśpiewki, w których dialogi łączyły się z powtarzaniem poszczególnych fraz. W połączeniu z czystym białym śpiewem tworzy to świetną całość. No wszystko się w tych Chłopach zgadza, no!
Co zobaczymy w Chłopach?
Chłopi to jednak nie tylko kolory i muzyka. To także świetne aktorstwo, wyraziste postaci i wielopłaszczyznowa historia. Jest tu bowiem portret polskiej mentalności, który – chyba niestety – jest na tyle uniwersalny, że jego echa widać również w dzisiejszym świecie. Jest konflikt rodzinny oraz walka o swoje racje. Są temperamentni bohaterowie. Jest zaślepiająca namiętność i moralny upadek. Jest też swoisty miłosny czworokąt, który tworzą Jagna (Karolina Trębacz), Boryna (Bernard Szyc), Antek (Rafał Ostrowski) oraz Hanka (Mariola Kurnicka). Pierwsza trójka prezentuje siłę namiętności i fakt, że zaspokajanie własnych potrzeb i pragnień staje się największą wartością. W opozycji do nich staje Hanka, która za wszelką cenę chce walczyć o rodzinę i dobro dzieci.
Kto najlepszy?
Wśród całej obsady ciężko mi tak naprawdę wyróżnić kogokolwiek, bo uważam, że jest to jeden z nielicznych musicali, jakie widziałem, w którym każdy wykonuje swoją robotę po mistrzowsku i jest on naprawdę świetnie zagrany. Wokalnie z kolei na pewno największe wrażenie zrobili na mnie Karolina Trębacz oraz Krzysztof Wojciechowski. Trębacz łączyła taniec ze śpiewem na miarę Beyonce, a scena przy łóżku Boryny, jej wściekłość i autentyczne emocje w utworze Zdychaj, psie są jedną ze scen, które najbardziej zapamiętałem. Wojciechowski z kolei, którego na scenie widziałem po raz pierwszy, zaprezentował bardzo mocny i charakterystyczny wokal i sprawił, że chcę go na scenie widzieć częściej.
Cała obsada zachwyca jednak warsztatem aktorskim, emocjami i prawdą. Bardzo mocne postaci oraz szczery konflikt rodzinny pokazali Bernard Szyc (Boryna) oraz Rafał Ostrowski (Antek), fenomenalny był Kuba w wykonaniu Zbigniewa Sikory, nieoczywista postać Anioła w wykonaniu Mai Gadzińskiej (kojarząca mi się nieco z Czarną Kucharką z Blaszanego Bębenka) czy właściwie wszystkie mieszkanki Lipiec, które plotkowały i obgadywały Jagnę, jakby również poza sceną była to ich codzienność. A wszystko to prowadzi do spektakularnego finału, który również – przede wszystkim przez Trębacz – zagrany jest po mistrzowsku. No chyba nie mam się do czego przyczepić…
Więcej takiego teatru
Chłopi w reżyserii Wojciecha Kościelniaka są dla mnie spektaklem kompletnym. Poza uniwersalną historią, pokazującą polską mentalność, skomplikowane postaci i wiele aspektów życia, widzimy tu też stuprocentowy teatr. Teatr, który przenosi w inny wymiar i daje nam prawdziwą magię. Teatr, w którym każdy wie, po co jest na scenie. I poza nią także. Teatr, w którym cały czas coś się dzieje i który równy nacisk kładzie na wszystkie elementy. Życzę sobie i Wam więcej takiego teatru. A Chłopów gorąco polecam!
2 COMMENTS