Natalia Piotrowska zdecydowanie jest jedną z aktorek, które widziałem na scenie najwięcej razy. Poznałem ją – co pewnie nie będzie zaskoczeniem – przez Studio Accantus i doskonale pamiętam, że pierwszym utworem, w którym usłyszałem Natalię, był duet z Kubą Jurzykiem w Upiorze w Operze. Aranżacja ta – zgoła inna od klasycznego oryginału – z miejsca przykuła moją uwagę, pozostawiając tę uwagę również na wokalistach. Przez tych kilka lat Natalia wystąpiła w dziesiątkach utworów Accantusa, a ja w tym czasie miałem okazję widzieć ją na scenie kilkukrotnie – oczywiście podczas symfonicznej trasy Studia Accantus, w spektaklach Jesus Christ Superstar, Twist and Shout, Kobiety na skraju załamania nerwowego, Rapsodia z demonem (wszystkie w Teatrze Rampa) czy też podczas ubiegłorocznego koncertu The best of Broadway, gdzie Natalia, wraz z czołowymi artystami polskiej sceny musicalowej, wystąpiła u boku Ramina Karimloo. Teraz wreszcie przyszedł też czas na solowy recital Natalii Piotrowskiej.
Łatka odklejona
Mam wrażenie, że w Accantusie Natalia otrzymała łatkę tej od mocnych dźwięków. Jasne, zdarzały się utwory spokojniejsze i delikatniejsze, ale to głównie z tymi głośnymi i potężnymi ją kojarzyłem. I przyznaję – zastanawiałem się kiedyś, czy sprawdziłaby się w łagodniejszym repertuarze. Po raz pierwszy odpowiedź na to pytanie dał mi spektakl Jesus Christ Superstar. A potem właściwie każdy inny. I przy każdej dotychczasowej recenzji pisałem, że to właśnie w takim wydaniu Natalia przekonuje mnie do siebie najbardziej – uwielbiam m.in. przepiękne, subtelne Eleanor Rigby w jej wykonaniu.
Więcej okazji do delektowania się wokalem Natalii nadarzyło się podczas jej solowego recitalu, w którym uczestniczyłem 15.02.2019 r. Recitalu, którego repertuar dość mocno mnie zaskoczył. Artystka sama zaznaczyła, że jest na co dzień raczej melancholijną osobą i taki też był jej występ – bardzo klimatyczny, przepełniony subtelnymi dźwiękami, choć nie brakowało też pazura.
Ma tę moc?
Podczas blisko dwugodzinnego recitalu usłyszeć można było 15 utworów, pośród których przeważały songi musicalowe, ale nie zabrakło też utworów z repertuaru popowego. Na dobry początek usłyszeliśmy Don’t rain on my parade z musicalu Funny Girl w ciekawej, fortepianowej aranżacji. Recitalowa i akustyczna forma spotkania muzycznego sprawia, że utwory bardzo często nabierają zupełnie nowego charakteru, zyskując sporo subtelności. Tak było między innymi w przypadku utworu Udało prawie się z Księżniczki i żaby czy doskonale znanego wszystkim hitu Mam tę moc z Krainy lodu, które pokazały, że Natalia prawdziwie ma tę moc.
Bardzo dobrze było usłyszeć po raz kolejny utwór I don’t know how to love him z mojego ulubionego Jesus Christ Superstar – tym razem w wersji koncertowej, jeszcze delikatniejszej, jeszcze bardzie subtelnej oraz Never Enough z Króla rozrywki, którym to utworem kilka miesięcy temu Natalia reaktywowała po kilkuletniej przerwie swój kanał na YouTubie. Subskrybenci Natalii mogli zresztą tego wieczoru usłyszeć także inne utwory znane już z sieci, jak choćby niezwykle eteryczną wersję Lay me down Sama Smitha, która ukazała sporą skalę głosu Natalii – wszyscy doskonale znamy możliwości Natalii w górnych tonach, ale nie spodziewałem się, że dobrze brzmi ona także w dolnym rejestrze.
Tego jeszcze nie słyszałem!
Najbardziej cieszę się jednak z tego, że podczas koncertu miałem okazję posłuchać Natalii także w repertuarze, w którym nie słyszałem jej nigdy wcześniej. W poznańskim klubie Blue Note wybrzmiały wielkie musicalowe songi, takie jak I dreamed a dream z Les Misérables, Don’t cry for me, Argentina z Evity oraz What I did for love z musicalu A chorus line, który był jedynym musicalowym utworem zaśpiewanym po angielsku. Przyznaję, że niemałym zaskoczeniem był dla mnie wybór utworów polskich wokalistek, bo zarówno Nie wie nikt Moniki Urlik, jak i niezwykle gorzki utwór Jaka róża, taki cierń z repertuaru Edyty Geppert pokazywały dużą wrażliwość muzyczną Natalii.
Emocje górą
Jak zwykle – gdy są prawdziwe emocje, to ja to kupuję! Dwoma utworami, które zrobiły na mnie największe wrażenie, zdecydowanie były I will always love you, w którym Natalia mogła popisać się bardzo precyzyjnymi melizmatami, jednak największy ładunek emocjonalny usłyszałem w brawurowo zbudowanym I’d give my life for you z Miss Saigon.
Podczas koncertu przy fortepianie zasiadała Vlasta Traczyk (znana również z kanału Natalii Na YouTubie), która z niezwykłą wrażliwością wykonywała każdy utwór, a ja cieszę się, że siedząc właściwie pod samą sceną, mogłem obserwować na jej twarzy mnogość emocji.
Na duety przyjdzie czas
Przyznaję, że zachęcony nagraniami z kanału Natalii, gdzie zdarza jej się występować w duetach, liczyłem po cichu na jakąś niespodziankę, na niespodziewanego gościa, jednak do końca wieczoru Natalia czarowała nas solo. Mam zatem nadzieję, że najnowsze dzieło jej i Maćka Pawlaka, czyli Pościelówy, po warszawskim sukcesie będą miały również reaktywację w innych miastach. Poznań czeka!
Recital w Poznaniu został zorganizowany przez gdyńską agencję APP, a już wkrótce Natalia zagości w kolejnych miastach: 07.04 – Olsztyn, 17.05 – Sopot, 19.05 – Rzeszów. Polecam gorąco, bo taki kameralny recital bardzo mocno skraca dystans między artystą a widzem i pokazuje inną twarz wykonawcy.
2 COMMENTS