170 milionów sprzedanych płyt, ponad 500 utworów, 50 albumów, uwielbienie publiczności, niezwykłe sukcesy zawodowe, a po przeciwnej stronie… wielki smutek i niepowodzenia osobiste. Oto Dalida. Wielka gwiazda, ikona, inspiracja. Bardzo złożona osobowość. I postać tragiczna.
Królowa disco
Iolanda Cristina Gigliotti, czyli właśnie Dalida, była niekwestionowaną królową swoich czasów. Urodziła się w Kairze, była Miss Egiptu, mimo sprzeciwów matki uciekła do Paryża, by spełniać swoje marzenia, a jej drugi w karierze utwór – Bambino – przyniósł jej ogromną popularność i natychmiast wywindował na szczyt. To ona rozpropagowała we Francji styl disco, a jej utwory były numerem jeden w dwunastu różnych krajach. Dalida rozkochiwała w sobie mężczyzn, a wszystkie jej związki kończyły się fiaskiem. Kochały ją miliony, lecz jej brakowało tej jednej, prawdziwej i spełnionej miłości.
Z niełatwym zadaniem zderzenia się z tak wielką ikoną postanowiła zmierzyć się Ewa Kasprzyk, która nie tylko zagrała w spektaklu główną rolę, ale również sama go wyreżyserowała. Spektakl DalidAmore, czyli kochaj, całuj i płacz jest więc w dużej mierze monodramem muzycznym, w którym gwieździe towarzyszy czterech Aniołów. Jak sama aktorka mówi, chciała ona przybliżyć młodemu pokoleniu tę postać, nieco już dzisiaj zapomnianą, a pomysł stworzenia spektaklu chodził za nią od momentu, kiedy to Tomasz Raczek powiedział jej, że ma ona w sobie coś z Dalidy. I słowa te kiełkowały w Ewie Kasprzyk przez kilka ostatnich lat, aż przyniosły owoc w postaci tekstu Przemysława Malickiego oraz finalnie spektaklu, który możemy podziwiać na deskach Sceny Kameralnej w Teatrze Kwadrat.
Słodko-gorzkie życie
DalidAmore nie jest typową biografią, opowiadającą od A do Z losy wielkiej gwiazdy. Jest bardziej wspomnieniem, poniekąd rachunkiem sumienia, próbą rozliczenia się z własną przeszłością, przedstawioną z punktu widzenia głównej bohaterki. W dużej mierze opowiedzianej zresztą z przekąsem i z solidną dawką autoironii. Ewa Kasprzyk w sztuce przedstawia historię Dalidy na kilku płaszczyznach – opowiada o jej dzieciństwie w Egipcie, karierze modelki, relacjach z rodziną, by płynnie przejść do ucieczki do Europy, świetlanej kariery muzycznej ikony disco oraz ciemnej strony życia prywatnego pełnej niespełnionych związków, rozczarowań i śmierci. Spektakl ten, jak zresztą również i życie Dalidy, jest słodko-gorzki. Pierwszy akt serwuje większą dawkę humoru, dyskotekowych bitów i zabawy. W drugim akcie z kolei – zdecydowanie bardziej mrocznym, tragicznym i refleksyjnym – Dalida rozlicza się z trzema swoimi wielkimi miłościami, z trzema kochankami, z których każdy popełnił samobójstwo. A ostatecznie rozlicza się także ze sobą i swoim losem.
Decyzja o tym, aby spektakl DalidAmore, czyli kochaj, całuj i płacz był wystawiony na Scenie Kameralnej, była strzałem w dziesiątkę! Wchodząc na tę naprawdę kameralną salę, od razu zostajemy wprowadzeni w klimat disco za sprawą scenografii Macieja Chojnackiego. Dyskotekowe kule oraz niewielkie podwyższenie, pełniące rolę sceny, zdecydowanie wystarczyły, by oddać zamierzonego ducha i charakter.
Często doceniam bogatą i wierną scenografię, ale jeszcze częściej zachwycam się, gdy jest ona symboliczna, skromna i dająca pole do popisu aktorom – podobnie było w przypadku Chicago w Krakowskim Teatrze Variété.
Roxie Hart wstrząsnęła miastem Kraków – “Chicago” w Krakowskim Teatrze Variété.
Kameralne warunki dają również bardzo duże poczucie bliskości z występującymi aktorami, integrację z nimi oraz szansę na uczestniczenie w wydarzeniach. I zarówno Ewa Kasprzyk, jak i występujący z nią aktorzy, bardzo często i chętnie to wykorzystywali, bardzo skracając dystans między sobą a widzami, prowokując do komentarzy czy żywego reagowania na akcję.
W spektaklu sporo jest symboliki i niedopowiedzeń – głównie w drugim akcie. Bardzo duże wrażenie zrobiły na mnie m.in. sceny z lalką czy finał.
Życie stało się dla niej nie do zniesienia
Ewa Kasprzyk doskonale poradziła sobie z niełatwym zadaniem zmierzenia się z legendą – na dodatek w tak trudnej formie teatralnej, jaką jest monodram. Bardzo wiernie pokazała cały wachlarz emocji swojej bohaterki, płynnie przechodząc z flirtu w pogardę, z żartu w gniew, ze śmiechu w złość. Była niekwestionowaną diwą i nie pozwalała oderwać od siebie wzroku, kusząc zarówno tancerzy, jak i zgromadzoną publiczność. Przez te dwie godziny była po prostu Dalidą – kochaną i uwielbianą, a jednocześnie niezrozumianą i przez to nieszczęśliwą. Dalidą, dla której życie stało się nie do zniesienia.
Aniołki Dalidy
Przez cały spektakl kroku Dalidzie dotrzymywała czwórka tancerzy – jej Aniołów – którzy doskonale uzupełniali poszczególne sceny, a w akcie II pełnili również specjalne role. Na scenie obok Ewy Kasprzyk widzimy więc również Kamila Krupicza, Pawła Góralskiego, Mirka Woźniaka oraz Benjamina Diamouténé, którzy mierzyli się z dyskotekową i żywiołową choreografią Jacka Wazelina.
Aniołowie Dalidy w jeszcze większym stopniu niż ona sama skracali dystans między nimi a publicznością, a dyskotekowe bity w połączeniu z ich żywiołowym tańcem dosłownie pół kroku od widowni sprawiały, że ciężko było wysiedzieć na miejscu. Postacie Aniołów były w tym spektaklu bardzo kluczowe jeszcze z kilku innych powodów. Jakich? Przekonajcie się osobiście, odwiedzając mury Teatru Kwadrat!
Spektakl DalidAmore, czyli kochaj, całuj i płacz jest bardzo dobrą rozrywką, która zapewnia pełen przekrój emocji – od śmiechu i rozluźnienia po wzruszenie i zadumę. Pokazuje też, że sukces zawodowy niekoniecznie idzie w parze ze szczęściem i spełnieniem. Udowadnia, że czasami mniej znaczy więcej, a kameralne sceny są doskonałym rozwiązaniem. Przypomina kultowe utwory i równie kultową postać Dalidy. I – być może przede wszystkim – pokazuje doskonały kunszt aktorski Ewy Kasprzyk.
Dalida i jej Aniołki wracają na deski Teatru Kwadrat dokładnie za miesiąc (21.09) – gorąco polecam się tam wybrać!
what do you think?