Dawno nie było w moim życiu dzieła, które tyle by dla mnie znaczyło, tak pochłonęło, tak emocjonalnie zaangażowało. W którego historię bym wszedł z butami niemal w całości, a z bohaterami zżył jak z własnymi przyjaciółmi. Jasne, są filmy, seriale czy – rzecz jasna – musicale, które uwielbiam, oglądam wielokrotnie, wywołują we mnie ogromne emocje, a z bohaterami sympatyzuję. W przypadku Jak poznałem waszą matkę chodzi jednak o coś innego. O co – postaram się trochę wyjaśnić. Tych, którzy serialu nie widzieli, uspokajam, że nie będzie w tym tekście spoilerów.
Jak do tego doszło? Wiem.
Moje życie serialowe jest dość wyboiste i niekoniecznie zgodne z panującymi aktualnie trendami. Troszkę więcej o tym, dlaczego Szymon nie ogląda serialowych hitów, pisałem w poprzednim wpisie.
„Kiedyś nadrobię”, czyli dlaczego nie oglądam popularnych seriali. [SZOK]
Idąc jednak do brzegu. Bardzo lubię sitcomy! W tym wypadku jestem jednak dość niestały w uczuciach. A może nie tyle niestały, co nie zawsze pielęgnuję moje związki. Dotychczas wszystkie widziane przeze mnie sitcomy miały walor głównie rozśmieszający – widziałem ich całkiem sporo, ale zawsze była to rozrywka z doskoku. Każdy z odcinków traktowałem trochę jak osobną historię i tak naprawdę nie widząc któregoś z seriali od początku albo omijając kilka odcinków w trakcie – nie miałem poczucia straty. Sprawiały mi one wielką frajdę, oglądałem w telewizji z wielką przyjemnością, jednak gdy z jakiegoś powodu przestawałem – nie odczuwałem ich braku na tyle, by szukać kontynuacji w sieci.
Na obejrzenie jakiegoś sitcomu nabrałem niespodziewanie ochoty na początku tego roku. Chciałem się pośmiać, chciałem obejrzeć w całości, od początku do końca, ale też w dorosłości – czyli zapewne z większą świadomością żartów – coś bardzo znanego i kultowego. Gdyby Przyjaciele nadal byli dostępni na Netflixie, zapewne zdecydowałbym się na tę pozycję. Ostatecznie sięgnąłem jednak po Jak poznałem waszą matkę i tym sposobem dziewięciosezonowy kolos, który miał być dla mnie wesołym przerywnikiem i serialem, który miał sobie lecieć w tle, „do kotleta”, stał się dla mnie czymś szalenie ważnym. I te 208 odcinków łyknąłem w nieco ponad miesiąc – co nigdy mi się jeszcze nie zdarzyło.
Czym jest sitcom?
Dla tych, którzy być nie do końca wiedzą, o czym w ogóle mowa i czym jest sitcom – idąc za Wikipedią:
[…] półgodzinna seria, której odcinki opowiadają o losach powracających bohaterów w ramach niezmiennej konwencji. Innymi słowy, każdego tygodnia oglądamy tych samych ludzi w tym samym miejscu. Odcinki są skończone; sytuacja przedstawiona w danym epizodzie jest zazwyczaj zamknięta, wyjaśniona i rozwiązana pod koniec półgodzinnego segmentu. (…) Sitcomy są zazwyczaj wykonywane przy udziale publiczności i nadawane na żywo (jak to bywało dawniej) bądź też nagrywane na taśmę, stąd też często zawierają element metadramy – ponieważ śmiech jest również nagrywany (czasami nawet ulepszany w montażu), telewidzowie są świadomi, że oglądają sztukę, performance, komedię.
I całkiem zgrabnie chyba podsumowuje to moje wcześniejsze podejście do sitcomów jako, powołując się na powyższą definicję, zamkniętą w każdym odcinku historię. Jak poznałem waszą matką jest jednak dla mnie całościowym dziełem, które w trakcie 9 sezonów pięknie ewoluuje, wraz z nim ewoluują poszczególni bohaterowie, a cała fabuła jest ciągiem przyczynowo-skutkowym.
O czym jest serial “Jak poznałem waszą matkę”?
O co w ogóle chodzi w tym serialu? Jest to, jak opisywali go twórcy – historia miłosna opowiedziana od tyłu. Na początku serialu przenosimy się bowiem do roku 2030 – biorąc pod uwagę, że serial miał premierę w 2005 roku, był to duży skok w przyszłość – kiedy to jeden z głównych bohaterów serialu, Ted Mosby, opowiada dwójce swoich dzieci historię tego, jak poznał ich matkę. Historię długą i wyboistą. Tak naprawdę historię piątki przyjaciół – Teda, Robin, Barneya, Marshalla i Lily – oraz towarzyszących im przygód. Poznajemy ich na przestrzeni wielu lat, obserwujemy wzloty i upadki, chwile radości, ale i mniejsze oraz większe tragedie. Między innymi to sprawia, że HIMYM – przynajmniej dla mnie – jest serialem tak wyjątkowym.
Mam wrażenie, że inne sitcomy skupiają się tylko na rozrywce i humorze. I nie jest to zarzut! Tego oczekuje od serialu komediowego widz. I w HIMYM jest to aspekt zrealizowany po mistrzowsku. Uwielbiam zawarte tam żarty, gagi, sytuacje. Nie pamiętam, kiedy miałem podczas seansu takie napady śmiechu, jak właśnie przy Jak poznałem waszą matkę. SERIO! Mam zresztą wrażenie, że często sami aktorzy nie do końca podczas poszczególnych scen wytrzymywali i niektóre z ich reakcji na akcję nie wynikają z postaci a są ich niekontrolowanymi i spontanicznymi reakcjami na gagi. No bo jest się z czego śmiać!
W Jak poznałem waszą matkę są jednak i nutki bardziej dramatyczne i to nadaje – mimo absurdu niektórych wątków komediowych – serialowi więcej realizmu. Dzięki temu, poza otrzymaniem doskonałej rozrywki, miałem dużą łatwość z utożsamieniem się z bohaterami, ze zżyciem się z nimi, z poczuciem, jakbyśmy byli kumplami z pubu.
Konsekwencja, przyczyny i skutki
W Jak poznałem waszą matkę bardzo lubię konsekwencję i to, że wiele sytuacji wynika z poprzednich zdarzeń. To, że wątki mają swoją kontynuację i często wraca się do nich również po dłuższym czasie. To, że całość jest przemyślana, zaplanowana i tworząca spójną całość, a zachowania bohaterów wynikają z ich przeżyć i indywidualncyh charakterów. Jasne, są i wpadki, ale nie na nich chcę się dziś skupiać.
Jak obchodzić się z klasykiem?
Jak poznałem waszą matkę to serial produkowany w latach 2005-2014. I jasne, widać to – mniej lub bardziej – choćby po zmieniającej się modzie czy technologii. Żarty są jednak na tyle uniwersalne, że nawet po latach nie trącą myszką i bawią do łez. Muszę jednak przy okazji zwrócić uwagę na pewne zjawisko, które zauważyłem już wcześniej, ale które przy okazji Jak poznałem waszą matkę uderzyło i dotknęło mnie szczególnie. Spoilery. Szczęśliwie HIMYM nie jest nowym serialem, na którego zakończenie czekało teraz pół świata, jak nie tak dawno temu było choćby z Grą o tron. Wiem, że w takich sytuacjach bardzo trudno jest uniknąć spoilerów, które pojawiają się bardzo na bieżąco i jedynym rozwiązaniem jest chyba całkowite unikanie Internetu do momentu, aż samemu się dany serial obejrzy do końca.
W przypadku Jak poznałem waszą matkę napotkałem jednak na inny problem. Mam wrażenie, że wiele osób uważa, że skoro serial ten zakończył się wiele lat temu, to wszyscy, którzy mieli go obejrzeć, już go obejrzeli i każdy doskonale wie, jak wygląda zakończenie i generalnie cały przebieg akcji. No niekoniecznie… I sam się tym kilkukrotnie sparzyłem. Mam już tak, że jak się czymś mocno zajaram, to lubię czytać opinie innych, szukać zdjęć, oglądać inne materiały. Może to mój błąd, bo niestety o kilku dość istotnych rzeczach, które rzutowały na przebieg i finał całej tej historii, dowiedziałem się już wcześniej. Pamiętajmy więc, by nie zakładać z góry, że skoro dana historia jest w naszym odczuciu powszechnie znana, to każdy będzie ją znał, bo zawsze będzie ktoś, kto po latach zasiądzie do niej po raz pierwszy. Nie psujmy sobie nawzajem zabawy.
Teraz na szczęście mogę wszystkie te materiały oglądać już bez obaw i czerpię wielką frajdę z oglądania zdjęć z planu, kompilacji ulubionych scen, słuchania soundtracku, przypominania sobie najlepszych cytatów. Wspominałem już, że się wkręciłem i z nimi zżyłem?
Liczby, statystyki i wykresy
Odkąd pamiętam, lubię wszelkie objawy niezbyt skomplikowanej statystki. Zapisuję obejrzane filmy, daję im oceny, mam listę widzianych przeze mnie musicali wraz z konkretnymi obsadami, z czego później robię takie oto podsumowania.
Graficzne i liczbowe podsumowanie sezonu 2018/2019 [SZOKUJĄCE DANE i INFOGRAFIKA]
2019 w liczbach i obrazkach [KULTURALNE PODSUMOWANIE ROKU]
Ale co tu się…?! [PODSUMOWANIE SEZONU 2019/2020]
Swego czasu byłem wielkim fanem last.fm, a teraz mocno wyczekuję podsumowań rocznych na Spotify. No tak już mam, że lubię, jak są cyferki, wykresiki i czasami tymi wynikami mogę się zaskoczyć. Gdy na początku roku u Wybrednej Marudy zobaczyłem aplikację TV Time, w której były JAKIEŚ WYKRESY, zainstalowałem ją w ciemno. Początkowo korzystałem z niej trochę po omacku, ale teraz totalnie weszło mi już w nawyk korzystanie z niej na bieżąco.
A co w niej takiego jest? Filmy, seriale, programy telewizyjne, które możemy oceniać nie tylko przez pryzmat całego dzieła czy konkretnego sezonu, ale też poszczególnych odcinków. Możemy zaznaczać, jakie nam po danym odcinku towarzyszyły emocje, poczytać komentarze – które odblokowują się dopiero, gdy zaznaczymy, że obejrzeliśmy odcinek, więc unikamy spoilerów! Dostajemy statystyki, pokazujące, jak dużo tygodniowo oglądamy, kiedy nadrobimy zapisane seriale czy kto jest naszym serialowym ulubieńcem.
No właśnie. Bo często, patrząc na całokształt serialu, mamy jakąś ulubioną postać, ale tutaj możemy wybierać swojego faworyta po każdym odcinku, bazując tylko na nim. I jest to super doświadczenie! Odkrycie tej appki zbiegło się w czasie mniej więcej właśnie z ropoczęciem oglądania przeze mnie HIMYM – mam więc tu bardzo rzetelne dane!
Kogo poznajemy w Jak poznałem waszą matkę?
Uwielbiam każdego z bohaterów Jak poznałem waszą matkę i myślę, że z każdym z nich zakumplowałbym się w życiu. Z wieloma ich cechami się zresztą utożsamiam i wiele ich odpowiedników widzę też w moich przyjaciołach.
Nie zawsze krystalicznie dobry, trochę zagubiony i szukający szczęścia architekt Ted Mosby, który czasami się poddaje, czasami nad wyraz szaleje, czasami nie wierzy, że spotka go szczęście, czasami działa nieodpowiedzialnie, by jednak znów wrócić do podążania za swoimi marzeniami i poszukiwania spełnienia.
Karierowiczka Robin Scherbatsky, pozornie chłodna i skupiona na sobie, jednak w tym wszystkim potrzebująca także bliskości. Nie dopuszcza jednak do siebie wielu ludzi i raczej starannie selekcjonuje najbliższe otoczenie. Są chwile, gdy jest naprawdę szczęśliwa z samą sobą, są jednak też takie, gdy bardzo potrzebuje wsparcia i innych przy swym boku.
Człowiek zagadka, Barney Stinson, który pozornie jest powierzchownym podrywaczem i błaznem, jednak w głębi skrywa prawdziwe uczucia, a za całą tą otoczką kryje się niełatwa przeszłość. Żartowniś, potrafiący być poważnym. Postać niezwykle barwna, wielowymiarowa, nieoczywista.
Zakochany bez pamięci idealista Marshall Eriksen, chcący walczyć w imię lepszego jutra. Pozornie nudny (cóż, prawnik…), choć rzucający ripostami jak z rękawa. Nieco ciapowaty, czasami niedojrzały, oddany rodzinie i przyjaciołom, wielbiciel teorii spiskowych.
Szukająca swojej drogi matczyna Lily Aldrin, trochę przebiegła, trochę knująca, której jednak zawsze najbardziej zależy na dobru całej paczki i jest wspaniałą przyjaciółką, co szczególnie widać w dalszych sezonach serialu.
No fantastyczni ludzie! Razem tworzą nizwykle barwną, ale oddaną i uzupełniającą się ekipę. I wiem, że teraz opisałem ich trochę, jak bohaterów jakiegoś dramatu, a nie serialu komediowego, ale wierzcie mi, że komedii w ich perypetiach nie brakuje i to głównie żarty i humor nakręcają ten serial!
Kto jest moim ulubionym bohaterem w “Jak poznałem waszą matkę”?
Charakterologicznie i życiowo umiejscowiłbym siebie pewnie pomiędzy Tedem a Robin – mimo że to dwie bardzo różne postaci i odmienne charaktery. Cóż, najwidoczniej bywam mocno zmienny. Za najciekawszą i tak naprawdę najbardziej złożoną postać uważam z kolei Barneya, którego – musząc wybierać – nazwałbym moim ulubieńcem. Jak to wygląda wg twardych danych z TV Time i kto był moim faworytem najczęściej?
Bolesne rozstanie
Lubię to, że w Jak poznałem waszą matkę są bohaterowie z krwi i kości, którzy mają osobowość, ewoluują na przestrzeni lat – a że ja tę „przestrzeń lat” obserwowałem w przeciągu niecałych dwóch miesięcy, było to dla mnie tym ciekawsze doświadczenie. Postaci te nie są jednowymiarowe i z upływem czasu i kolejnych życiowych perypetii zmieniają się. Zmieniają im się priorytety, zmienia się podejście do życia. Są momenty, gdy grupa przyjaciół skoczyłaby za sobą w ogień, a są takie, gdy nie mogą na siebie patrzeć. Czasami wygrywa egoizm, czasami – choć pozornie wszystko dookoła jest wspaniałe – są samotni i nieszczęśliwi. Jak w życiu.
Nie wiem, czy to właśnie przez to poczucie realizmu, czy też może przez fakt, że obejrzałem ten serial w tak szybkim tempie – a pewnie przez wszystko po trochu – ale gdy serial zbliżał się ku końcowi i wiedziałem już, że niebawem będę się z bohaterami rozstawał, było mi autentycznie przykro. Jakbym żegnał się z kimś bliskim. Pierwszy raz zdarzyło mi się coś takiego. A na pewno pierwszy raz tak mocno.
Wkręciłem się jak nigdy, przyznaję. Teraz przeglądam archiwalne zdjęcia, wywiady, materiały, poszczególne sceny. Wreszcie bez obaw o spoilery czytam teorie fanowskie, oglądam kompilacje ulubionych scen. Kupuję gadżety. I mam swoje przemyślenia na temat finału, całej historii i poszczególnych epizodów, których nie chciałem tym razem przytaczać, bo nie uniknąłbym spoilerów. O tym będzie zatem kolejny wpis!
1 COMMENT