„Mury Jerycha”. Spektakl dyplomowy studentów PPSWA im. D. Baduszkowej w Gdyni. Nowy tytuł Wojciecha Kościelniaka. Musical, który widziałem na Nowej Scenie Teatru Muzycznego w Gdyni.
Początkowo nie zamierzałem pisać na jego temat pełnej blogowej recenzji – m.in. z powodu niepewnej przyszłości „Murów” w stałym repertuarze. Chciałem jednak napisać o nim kilka słów, bo zdecydowanie na to zasłużył. A że w międzyczasie okazało się, że „Mury Jerycha” zagoszczą podczas pierwszej edycji Przeglądu Teatrów Muzycznych „Czas na teatr” w Poznaniu, a i ja rozpisałem się nieco bardziej – recenzja wylądowała na blogu.
Mury vs. Przybysz
Na wstępie – dość trudno jest mi uciec od porównania „Murów Jerycha” z „Przybyszem”, którego widziałem kilka miesięcy wcześniej. Oba tytuły są bowiem spektaklami dyplomowymi, oba zostały napisane i wyreżyserowane przez Kościelniaka. Muzykę w obu przypadkach skomponował Mariusz Obijalski.
I… chyba na tym podobieństwa się kończą. Pierwszą rzeczą, które mnie w przypadku „Murów Jerycha” zaskoczyła, jest tak liczna obsada. To, co bardzo ujęło mnie w przypadku „Przybysza”, to fakt, że cały zespół był równie ważny. Role siódemki aktorów są raczej równorzędne, każdy prezentuje szeroki wachlarz warsztatu aktora musicalowego, każdy „popisuje się” czymś innym. W „Murach Jerycha” tego nie ma – a przynajmniej nie w takiej formie.
Obsada „Murów” jest znacznie obszerniejsza, w spektaklu biorą udział zarówno dyplomanci, jak i studenci rocznika niższego. I o tym oczywiście wiedziałem. Spodziewałem się jednak, że będzie to jakiś bardziej zarysowany podział, że role dyplomantów będą – podobnie jak w „Przybyszu” – bardziej równorzędne, a młodsi koledzy tworzyć będą tło i zespół. Nie do końca tak było – tym razem role były bardziej zróżnicowane i przyznaję, że czasami miałem trudność w ocenie, kto jest dyplomantem i na kim – teoretycznie! – powinienem bardziej skupić uwagę. Nie jest to przytyk do „Murów” jako takich, bo na odbiór spektaklu to nie wpływa – bardziej luźna refleksja osoby porównującej dwa spektakle dyplomowe.
Kościelniak, czyli jakość
Jeśli chodzi z kolei o same „Mury Jerycha”, oczekiwania – jak to zwykle w przypadku twórczości Wojciecha Kościelniaka – miałem spore, choć nie wiedziałem, czego się mogę spodziewać. Nie czytałem recenzji, nie sprawdzałem opisów, a moja wiedza na temat tej biblijnej historii ograniczała się w dużej mierze właśnie do hasła o bitwie Jozuego pod Jerychem.
Myślę, że nie jestem w tym odosobniony i historie mityczne, biblijne czy historyczne są dla nas często lekko przykryte kurzem i nierealne. Kościelniak tej konkretnej historii daje życie i bohaterów z krwi i kości. I kilka religijnych kontrowersji.
Kto jest dobry, a kto zły?
W „Murach Jerycha” mamy bowiem do czynienia z historią Jozuego, który – wykonując polecenia Boga – chce podbić i zrównać z ziemią nierządne miasto Jerycho. Kościelniak jednak nie byłby sobą, gdyby przedstawił tę historię zerojedynkowo. Nie mamy więc bohaterów oddzielonych grubą kreską. Nie mamy jasnego podziału na dobrych Izraelitów i złych mieszkańców Jerycha. Podział jest tu mniej jednoznaczny i zdecydowanie bardziej kontrowersyjny, bowiem często to właśnie jerychończycy są przedstawiani w bardziej pozytywnym świetle. Mamy bohaterów z odcieniami szarości, którzy posiadają określone cechy i motywacje, ale nie są całkowicie czarni lub biali. Nawet sam Bóg jest tu postacią nie do końca jednoznaczną, której zdarza się – jak sam mówi – „zmienić zdanie”.
“Mury Jerycha” stawiają pytanie o słuszność decyzji Boga i Izraelitów
Każdy musi więc tę historię przetrawić po swojemu i zastanowić się, jak przyjmuje tę wersję zdarzeń. Kościelniak w swojej opowieści stawia bowiem wiele pytań i podaje w wątpliwość słuszność działań Izrealitów. W jednym z utworów słyszymy m.in. „Byśmy mogli żyć w pokoju, trzeba pokój zabrać Wam”, z kolei Pieśń niezgody, będąca dialogiem mieszkańców Jerycha z Kapłanami, pokazuje motywacje Ludzi Boga, a także jej niezrozumienie wśród jerychończyków. Najpełniej jednak pokazuje to finał spektaklu, czyli Pieśń o zdobyciu Jerycha. Narracja Kościelniaka – szczególnie w obliczu aktualnej sytuacji geopolitycznej – każe nam zastanowić się nad sensem wojen, słusznością mordów i tego, czy można je usprawiedliwiać, stawiając swoje korzyści ponad spokój innych ludzi.
Piękno obrazu
Historia ta opowiedziana jest w sposób symboliczny i szalenie piękny! Jedynymi elementami scenografii są bowiem piasek i światło. I koniec! To absolutnie wystarcza. Jest pięknie, tajemniczo, bardzo plastycznie. Proste zabiegi sprawiają, że piasek ten tworzy nam nowe światy – jest rzeką, drogą, teatralną sceną, szachownicą, pustynią… Piasek leży na scenie, sypie się z góry, jest zamiatany i rzucany. Z plastycznym światłem tworzy to niesamowite obrazy. Dopełnieniem tego jest świetna choreografia Mateusza Pietrzaka.
Genialne kompozycje Mariusza Obijalskiego
Bardzo mocnym elementem „Murów Jerycha” jest też skomponowana przez Mariusza Obijalskiego muzyka, która wpada w ucho już w pierwszym kontakcie, ale którą doceniłem jeszcze mocniej w domowym zaciszu – cudownym pomysłem było wydanie płyty z tymi utworami! Są tu świetne aranżacje, ciekawe harmonie i szeroki, choć niezwykle spójny wachlarz od klimatycznych ballad po imprezowe brzmienia. “Pieśń o trąbach jerychońskich” jest absolutną muzyczną petardą! A co istotne – jeśli komuś nie podrodze do gdyńskiego Muzycznego, może płytę tę kupić w Empiku! No polecam mocno.
Nadzieja polskiego musicalu
Całość dopełnia oczywiście obsada – bardzo młoda, choć szalenie dojrzała i świadoma swojego miejsca na scenie. Zdecydowana większość z nich to dla mnie nowe twarze i bardzo się z tego cieszę – uwielbiam bowiem poznawać nowe talenty, a tych jest w „Murach Jerycha” sporo. Bardzo się cieszę, że ci młodzi ludzie przy swoim scenicznym debiucie trafili właśnie na Wojciecha Kościelniaka, który jest świetnym reżyserem i który bardzo dobrze prowadzi obsadę, by nie tylko dobrze wyśpiewała, ale by przede wszystkim dobrze zagrała swoje role. I to widać również w „Murach”.
Spośród tych kilkunastu osób dotychczas widziałem na scenie dwie – Julię Łukaszewicz i Natana Nogaja – i tym razem także mnie one nie zawiodły. Przy Natanie spodziewałem się, przyznaję, większej roli, choć z tego, co mu w spektaklu zaoferowano, wywiązał się bardzo dobrze. Julię z kolei znam z innych artystycznych działań – nie ukrywam, że znam ją też prywatnie, więc tym bardziej doceniam wykreowaną przez nią rolę, bo wiem, jak odległe od niej było to, co zaprezentowała na scenie jako Hami. Czekam jednak na rolę, gdzie będzie mogła zaprezentować jeszcze więcej swoich kolorytów, jak choćby w takim repertuarze:
“Mury Jerycha” to wysyp talentów, które mam nadzieję oglądać zdecydowanie częściej!
Wśród nowych dla mnie twarzy największą uwagę zwróciło na siebie kilka osób i to im będę z przyjemnością przyglądał się bliżej z nadzieją, że już wkrótce zobaczymy się na kolejnych scenach.
Patryk Bartoszewicz wyróżnił się bardzo mocnym i naładowanym emocjami wokalem oraz silną kreacją Jozuego, a jego Pieśń agitacyjna to jeden z moich ulubionych utworów z „Murów”. Nikodem Bogdański jako Kuglarz jest doskonałym i niezwykle charyzmatycznym narratorem, skupiającym na sobie całą uwagę. Julia Pawlak (Themi) i Natalia Kłodnicka (Rachab) mają wielki potencjał na musicalowe divy, dźwigające na swych barkach najpotężniejsze songi. Na wspomnienie zasługują także Maciej Badurka (Kapłan), który poza posiadaniem bardzo charakterystycznego wokalu wyróżniał się niesamowitą konsekwencją tworzenia postaci, również będąc gdzieś w tle, a także Igor Teodorowicz, który przejmuje całą swoją kreacją Lewiego, z Lamentem zwiadowcy na czele.
Przyznaję jednak, że cała obsada zasługuje na wielkie owacje, które mam zamiar powtórzyć już we wrześniu – tym razem w Poznaniu.
Musical nieoczywisty, lecz bardzo wartościowy
„Mury Jerycha” nie są klasycznym musicalem i na pewno nie każdemu przypadną do gustu. I nie mam tutaj w zamiarze, broń Boże, jakiegoś kategoryzowania na lepszych czy gorszych. Jest to bardzo specyficzna odnoga teatru muzycznego – widowiskowa, choć ascetyczna; pełna symboli, niejednoznaczna, stawiająca więcej pytań niż odpowiedzi. Mnie to bardzo odpowiada i na „Murach Jerycha” zarówno świetnie się bawiłem, jak i miałem przestrzeń ku własnym przemyśleniom. Jeśli czujecie, że takie przedstawienie historii może trafić i do Was – polecam mocno!
5 COMMENTS