Koncerty Sylwestrowe są stałą propozycją Teatru Muzycznego w Poznaniu. Przez lata zdominowane przez repertuar operetkowy w ostatnich sezonach prezentowały zgoła odmienny program. Scena poznańskiego teatru muzycznego zmieniła się na przestrzeni kilku ostatnich lat, operetka ustąpiła miejsca wielkim hitom broadwayowskim – naturalną więc koleją jest to, że i sylwestrowe koncerty uległy sporej modyfikacji. Tym razem artyści oraz publiczność Teatru Muzycznego w Poznaniu pożegnają stary rok w rytmie utworów trzeciej (i ostatniej) odsłony koncertu Z Broadwayu do Hollywood, który to miałem już okazję zobaczyć na początku grudnia w ramach projektu Face to Face.
I Bomont, i Chicago
Koncert Z Broadwayu do Hollywood 3, podobnie jak dwie poprzednie edycje, prezentuje wielkie przeboje z musicali, które zostały przełożone na język wielkiego ekranu oraz utwory z filmowych hitów, które zainspirowały teatralnych twórców. Tym razem nie zabrakło również niespodzianek i repertuarowych zapowiedzi poznańskiej sceny muzycznej. Podczas ponad dwóch godzin można więc usłyszeć przeboje z Mamma mia!, Footloose, Rodziny Addamsów, Kotów, Chicago, Dreamgirls czy… Skyfall (to chyba w ramach niespodzianki i ciekawostki).
Tegoroczna odsłona widowiska wyreżyserowana została przez Paulinę Andrzejewską, która odpowiada za choreografię w takich hitach, jak Jekyll and Hyde czy Jesus Christ Superstar. Przy koncertach Z Broadwayu do Hollywood 3 opiekę choreograficzną objął Tomasz Manowski, orkiestrą dyryguje Agnieszka Nagórka, zaś za repertuar odpowiada Piotr Deptuch.
Broadway Broadwayowi nierówny
W niemal trzydziestu utworach zaprezentowali się soliści doskonale znani stałym bywalcom Teatru Muzycznego w Poznaniu, wykonując mocno zróżnicowany program. Sporo było utworów, które wybrzmiewają w stałym repertuarze poznańskiej sceny – na szczęście nie zabrakło również nowości i musicali, których w wykonaniu tych artystów jeszcze nie miałem okazji słyszeć, m.in. wspomniane wcześniej Mamma Mia!, Once czy Miss Saigon.
Koncert Z Broadwayu do Hollywood 3 jest dobrą rozrywką i ciekawą propozycją, jednak uważam, że również… dość nierówną jakościowo. Są wykonania bardzo dobre, ale są też mocno średnie. Podczas koncertu, który ja miałem okazję widzieć (01.12, godzina 15:00), zdarzało się też kilka pomyłek, szczególnie choreograficznych (m.in. w Waterloo czy Let the sunshine), jednak kładę to na karb tego, że była to pierwsza odsłona tegorocznej edycji koncertu przed publicznością, a koncerty sylwestrowe będą już bardziej dopieszczone.
Widać też było (i słychać), że artyści poznańskiego teatru muzycznego zdecydowanie pewniej czują się, wykonując utwory po polsku niż po angielsku. Szczególnie było to zauważalne w utworze My way, podczas którego Maciej Ogórkiewicz zdawał się czuć dużo swobodniej w części śpiewanej po polsku.
Na niekorzyść poznańskiego koncertu bez wątpienia wpływa również to, że zaledwie dwa dni później brałem udział w koncercie The best of Broadway z udziałem Ramina Karimloo, Jakuba Wociala, Pauliny Janczak, Macieja Pawlaka, Natalii Piotrowskiej i Stokłosa Collective Orchestra pod dyrekcją Jana Stokłosy. Jak wspominałem w mojej relacji z tamtego wydarzenia, koncert ten bardzo mocno podniósł poprzeczkę i muszę przyznać, że w porównaniu z nim poznańska produkcja wypadła dużo słabiej.
Źle nie jest!
Trochę narzekam, co? Czy było aż tak źle? I czy żałuję, że byłem na tym koncercie? Absolutnie nie. Czy warto się na niego wybrać? Myślę, że tak. Zwłaszcza, jeśli nie byliście na koncercie The best of Broadway. 😉 Ogromnym sentymentem darzę Teatr Muzyczny w Poznaniu i zawsze chętnie do niego wracam, bo ma on w swoim repertuarze sporo świetnych spektakli. Bardzo cenię i lubię też wielu występujących w nim artystów, którzy nie zawiedli mnie podczas koncertu Z Broadwayu do Hollywood 3. Widowisko to ma kilka naprawdę solidnych plusów!
Przeżyjmy to jeszcze raz!
Bardzo miło było ponownie wrócić na moment do Bomont i wysłuchać (oraz zobaczyć!) finałowe popisy z Footloose w wykonaniu Ewy Kłosowicz, Macieja Zaruskiego oraz pozostałych mieszkańców tego uroczego miasteczka. Świetnie oglądało się po raz kolejny tango Morticii i Gomeza, w którego tym razem wcielał się Maciej Ogórkiewicz – co sprawiło, że widziałem już w tej roli (choćby częściowo) aż czterech aktorów! Dobre były utwory z Nine – zarówno Folies Berges w wykonaniu Lucyny Winkel, jak i medley Ti volio bene/Be Italian, w którym w uwodzicielską Saraghinę wcieliła się Anita Urban.
Drapieżną stronę podczas tego koncertu zaprezentowała także Ewa Kłosowicz, która prócz utworów z Footloose wykonała I’m a good girl z Burleski oraz genialny i przebojowy All that jazz z Chicago, w którym razem z baletem męskim zaprezentowała ciekawą całość. Muszę jednak przyznać, że ta scena bardziej do mnie przemówiła w wykonaniu artystów Krakowskiego Teatru Variété, gdzie fenomenalnie utwór ten wykonała Sabina Karwala, a całość była bardziej sugestywna i mniej nawiązująca do filmu.
Bardzo się cieszę, że miałem wreszcie okazję, by w roli Deloris z Zakonnicy w przebraniu usłyszeć Dagmarę Rybak. Zachwyciła mnie ona jako Wednesday w Rodzinnie Addamsów i w utworze Miłość szerzyć czas podtrzymała to wrażenie. Podobnie zresztą było w piosence o zgoła odmiennej temperaturze – Who will love me as I am z musicalu Side show, w którym razem z Denisą Jarczak zaprezentowała bardzo emocjonalny duet.
Miło było usłyszeć Patryka Kośnickiego, który szczególnie dobrze wypadł w duetach The last night of the world z Miss Saigon wykonanym z Joanną Rybką oraz Falling Slowly z Once, w którym towarzyszyła mu Katarzyna Tapek. Ta ostatnia zasługuje zresztą na owacje za swoją kreację Wendy Jo z Footloose, co w małej mierze można zobaczyć i tym razem w utworze Chcę bohatera, w którym wystąpiła obok Ewy Kłosowicz, Joanny Rybki, Małgorzaty Chruściel oraz baletu męskiego.
Wirujący seks
Ciekawym elementem koncertu był utwór Time of my life z Dirty Dancing, jednak uczciwie trzeba przyznać – show śpiewającym Dagmarze Rybak i Łukaszowi Brzezińskiemu zdecydowali skradli Zofia Grażyńska i Mateusz Adamczyk, wykonujący choreografię Jakuba Grzelaka.
Przez krótki moment swoja obecność zaznaczyła również Ewa Łobaczewska, która choć nie śpiewała podczas tego koncertu dużo, to zdecydowanie czarowała, wykonując Wyśniłam sen z Nędzników. Maciej Zaruski z kolei po raz kolejny udowodnił, że na scenie Teatru Muzycznego w Poznaniu jest naczelnym królem rock and rolla – jego wykonanie King Cry Baby z Cry Baby, w którym towarzyszyły mu Denisa Jarczak, Wioleta Butler, Jolanta Wyrzykowska i Magdalena Szcześniewska było jedną z ciekawszych propozycji tego koncertu, z kolei w utworze I need you z Blues brothers mógł wyżyć się tanecznie za sprawą choreografii Pauliny Andrzejewskiej.
Co nowego?
Jedną z niespodzianek, niekoniecznie wpisującą się w konwencję koncertu, była zapowiedź nowego przedsięwzięcia poznańskiej sceny – spektaklu z utworami Johna Bucchino. Nie wiadomo jeszcze, kiedy będzie miała miejsce premiera – póki co są prowadzone prace nad tym projektem – ale po tym, co zaprezentował Łukasz Kocur w utworze Better than I, mam nadzieję, że nastąpi to niedługo. Pamiętam świetne wykonania Łukasza z Jesus Christ Superstar i podczas koncertu Z Broadwayu do Hollywood 3 również pokazał dużo emocji i to, jak świetnie brzmi w dolnych rejestrach, które tak rzadko można usłyszeć w pełnej krasie na deskach teatrów muzycznych.
Bardzo emocjonalne był również utwór Śnić sen z musicalu Człowiek z La Manchy – Łukasz Kocur, Włodzimierz Kalemba oraz Jarosław Patycki zadedykowali go zmarłemu przed kilkoma tygodniami Jackowi Rysiowi.
Duże wrażenie podczas koncertu zrobiła na mnie Małgorzata Chruściel, która pokazała kawał głosu, emocji i umiejętności podczas utworu I am telling you z Dreamgirls, a pazur ten rozwinęła w piosence Move z tego samego musicalu.
Uczta dla oka
Na scenie często działo się dużo, co cieszyło oko. Bardzo dobrze wyglądały grupowe choreografie (m.in. tango z Rodziny Addamsów), kolorowe kostiumy czy nowe światła poznańskiej sceny (a przynajmniej ja widziałem je chyba po raz pierwszy), które odpowiednio wprowadzały w klimat, a na dodatek optycznie powiększały scenę.
Michał Kordula, którego fotografie wykorzystane są w tym artykule, świetnie to uchwycił!
To warto czy nie warto?
No to co – chyba nie było tak źle? Koncert Z Broadwayu do Hollywood 3 jest ciekawym przedsięwzięciem, dającym rozrywkę na przyzwoitym poziomie. A gdy spojrzy się na niego bez porównywania z innymi, jest naprawdę nieźle. Tylko czy faktycznie nie należy porównywać? Hmmm… muszę się zastanowić. A tym, którzy będą się przy nim bawić podczas najbliższego weekendu oraz sylwestrowej nocy, życzę udanej zabawy. Myślę, że nie pożałujecie!
what do you think?