Wszystko zaczęło się 29.06, od niepozornego posta na profilu Broadway w Polsce na Facebooku, zawierającego zdjęcie Ramina Karimloo oraz pytanie: Czy poznajecie tego Pana? A przynajmniej wtedy zaczęło się to w szerszej świadomości, bo w głowie organizatorów tego przedsięwzięcia pomysł tlił się zapewne dużo wcześniej. Tamtego dnia jednak rozpaliły się setki serc musicalowych zapaleńców, a na pytanie zawarte w poście odpowiedź mogła być tylko jedna: Oczywiście, że poznajmy!
Prawdziwy Broadway w Polsce
Jakub Wocial, założyciel i twórca Broadway w Polsce, kazał nam czekać jeszcze niemal trzy miesiące na potwierdzenie informacji o koncercie, jednak gdy tylko wieść ta poszła w świat, rozpoczęły się gorączkowe przygotowania i oczekiwanie na grudniowy wieczór. Na pierwszy w Polsce występ największej obecnie gwiazdy światowego musicalu. Na występ artysty kreującego najważniejsze postaci na Broadwayu i West Endzie. Na występ prawdziwego Phantoma wybranego do tej roli w spektaklu Love never dies przez samego Andrew Lloyda Webbera. Na występ Ramina Karimloo. Od początku wiadomo było jednak, że nie będzie to pełnowymiarowy koncert samego Ramina, a wyjątkowe święto musicalu, w którym obok gwiazdy wieczoru wystąpią również czołowi reprezentanci polskiej sceny musicalowej. Mnie takie rozwiązanie bardzo odpowiadało, bo chociaż – wiadomo – Ramina nigdy za wiele i chętnie doświadczyłbym jego pełnometrażowego koncertu, to bardzo cenię i szanuję artystów związanych z Teatrem Rampa i cieszyłem się na możliwość kolejnego spotkania z nimi.
W drodze do spełnienia marzeń
Mimo że od momentu ogłoszenia koncertu do dnia 3.12 były w zasadzie tylko dwa miesiące, były to bardzo długie dwa miesiące. Miesiące planowania, oczekiwania, wzmożonego (jeszcze bardziej!) słuchania broadwayowskich hitów i… podglądania kulis tego przedsięwzięcia. Jakub Wocial na swoich kanałach społecznościowych regularnie raczył nas nowymi materiałami, relacjami i odsłanianiem kolejnych kart koncertu. Co ważne, widać było, że poziom ekscytacji tym przedsięwzięciem jest u niego na najwyższym poziomie, ponieważ ma ogromną pasję do swojego zawodu i zapraszając na koncert Ramina Karimloo, sam spełnia swoje marzenia. Energia i podniecenie Jakuba jeszcze bardziej nakręcały również nas w oczekiwaniu na ten wyjątkowy wieczór i w ten sposób wymienialiśmy wspólnie tę dobrą energię.
To się naprawdę dzieje!
Nadszedł w końcu wyczekiwany dzień. Dzień, który na bardzo długo zostanie zapamiętany przez tych, którzy 3.12 znaleźli się w pięknych murach Teatru Polskiego w Warszawie. Dzień, który przez długi czas wydawał się tak odległy i nierealny, a który stał się prawdziwie namacalny, gdy poprzedzającego wieczora w sieci znalazło się zdjęcia Ramina Karimloo w towarzystwie Pauliny Janczak i Jakuba Wociala. Wtedy chyba dopiero zdałem sobie sprawię, że TO SIĘ NAPRAWDĘ DZIEJE!
No i się zadziało i to zadziało się pięknie. Koncert The best of Broadway – co wcale mnie nie zaskoczyło – okazał się być widowiskiem na absolutnie najwyższym poziomie muzycznym i organizacyjnym. Już wejście do Teatru Polskiego doskonale wskazywało na to, z jaką materią będziemy się mierzyć – przy drzwiach informacyjne postery, a w środku specjalna ścianka, przy której po koncercie można było zrobić sobie zdjęcia z artystami. Każdy z gości otrzymał również ulotkę z programem koncertu. Programem jednak niepełnym, ponieważ utwory, które śpiewał Ramin, nie zostały tam ujawnione. A co – miejmy niespodziankę na koncercie!
Kurtyna w górę!
W końcu wybiła jednak godzina zero. Sala Teatru Polskiego w Warszawie została wypełniona po brzegi sercami bijącymi w rytm musicalu. Punktualnie o 19:00 zamknięte zostały drzwi, a o 19:02, przy gromkim aplauzie setek zgromadzonych osób, w górę poszła kurtyna. Na scenie pojawili się twórcy zamieszania oraz gospodarze wieczoru, czyli Jakub Wocial i Maciej Pawlak, którzy dosłownie unosili się nad ziemią od ogromu emocji i ekscytacji. Opowiedzieli oni pokrótce o tym, co nas czeka, a ich twarze promieniały na myśl o tym, co za chwilę wydarzy się na tej scenie. Na scenie, na której właśnie stoją!
Koncert zainaugurował Jakub Wocial, brawurowo wykonując utwór What’s up Duloc? z musicalu Shrek i pokazując tym samym, jak doskonale odnajduje się w takiej materii. Zaledwie trzy dni wcześniej widziałem go podczas koncertu andrzejkowego w Filharmonii Pomorskiej w Bydgoszczy i choć tam również zaprezentował wysoki poziom, tak już otwarciem koncertu The best of Broadway udowodnił, że to właśnie taki repertuar, taka ekspresja i taka forma koncertu są tym, w czym czuje się najlepiej. Podobnie zresztą, jak Paulina Janczak, która wspólnie z Jakubem wykonywała w Bydgoszczy przedwojenne oraz powojenne hity, a która pojawiając się tym razem w imponującej czerwonej sukni i wykonując Memory z musicalu Koty, wywołała ogromne poruszenie wśród publiczności.
Następnie na scenie pojawił się Maciek Pawlak, roztaczający wokół siebie tak pozytywną aurę, że nie sposób się przy nim nie uśmiechać. Tym razem wystąpił już w roli wokalisty, wykonując dwa wielkie hity z musicalu West Side Story. Najpierw solo zaśpiewał utwór Maria, a następnie Tonight w duecie z Pauliną Janczak. Ten blok zamknęła Natalia Piotrowska, prezentując siłę swojego głosu w utworze The Wizard and I z Wicked. Myślę, że zielona suknia nie znalazła się tutaj przez przypadek… 😉
Kogoś brakuje?
No to co? Jakub był, dziewczyny zaśpiewały, Maciek też… Był już nawet duet! Pora więc na występ gwiazdy wieczoru. Publiczność wstrzymała oddech i na scenie pojawił się on – RAMIN KARIMLOO!! Nie musiał śpiewać. Ba! Nie musiał nawet nic mówić, a oklaskom, owacjom i piskom nie było końca. Naprawdę, dłuższa chwila minęła, nim się wszyscy uspokoiliśmy i daliśmy Raminowi dojść do głosu.
A gdy w końcu wydał z siebie pierwsze dźwięki – kolejne piski, wrzaski i oklaski. No ale nie ma się czemu dziwić! Już pierwszymi utworami, jakimi były Til I hear you sing (Love never dies) oraz Being alive (Company) udowodnił, że jego pozycja i renoma nie wzięły się znikąd, a idą za nimi ogromny talent, pasja i praca. Ale o tym później.
Nieporadni zawodowcy
Koncert The best of Broadway był podzielony na kilka bloków tematycznych, w skład których wchodziły utwory spajane przez nazwiska twórców, tytuł, z którego pochodziły lub charakter. Utwory były przeplatane również nieco nieporadną, choć niezwykle w tej nieporadności uroczą konferansjerką. Nie ma tu bowiem mowy o amatorszczyźnie – w żadnym wypadku! Jakub i Maciej byli niezwykle profesjonalni, a ich „nieporadność” (być może wzięcie tego sformułowania w cudzysłów rozwiąże problem) wynikała zapewne z wagi wydarzenia. Ogromnie cenię sobie szczerość i autentyczność, a tych im zdecydowanie nie brakowało.
Gdy zapowiadali kolejne utwory czy opowiadali o koncercie, widać było, że są rozanieleni, że spełniają swoje marzenia, że dzielą scenę ze swoim idolem. A obserwowanie ich radości było dla mnie jako widza dodatkową wartością, która czyni ten wieczór jeszcze bardziej wyjątkowym. Ach!
Kompletna mozaika
Każdy z polskich reprezentantów koncertu The best of Broadway ma inną osobowość sceniczną. Z jednej strony żywiołowa Natalia Piotrowska o bardzo drapieżnym głosie, z drugiej – niezwykle elegancka i (mogłoby się zdawać) nieco zdystansowana Paulina Janczak o bardziej klasycznym zacięciu. Obie panie mają inny koloryt głosu oraz sceniczną ekspresję, a utwory, które wykonały, były świetnie dopasowane i doskonale to oddawały. Podobnie zresztą jest również w męskiej części Broadway w Polsce, w skład której wchodzi posiadacz potężnego, mocnego i charakterystycznego głosu Jakub Wocial oraz Maciek Pawlak, który przy niebywałych umiejętnościach barwę ma zdecydowanie subtelniejszą.
Z tych różnych elementów powstaje jednak piękna całość, mozaika mieniąca się wieloma kolorami i różnymi emocjami, która jest możliwa do uzyskania tylko przez taką różnorodność. Różnorodność jednak na najwyższym poziomie.
Z głową w chmurach
Każdego z tych artystów miałem okazję słyszeć już wcześniej i wiedziałem, czego mogę się po nich spodziewać. A tak mi się przynajmniej wydawało, bo podczas koncertu The best of Broadway wszyscy przeszli samych siebie, występując solo, w duetach, tercetach (i innych -etach 😉) i udowadniając, że Broadway w Polsce jest możliwy. Nie wiem, czy to magia tego wieczoru, pełna sala Teatru Polskiego, genialny repertuar, obecność Ramina czy wszystkie te elementy po trochu, ale każdy z wykonawców był prawdziwie uskrzydlony, co przekładało się również na wykonania i interpretacje utworów.
Siła kobiet
Natalia Piotrowska zaprezentowała bardzo różnorodny repertuar – od wspomnianego już wcześniej przebojowego The Wizard and I przez medley utworów Everything’s alright / I don’t know how to love Him z Jesus Christ Superstar po niezwykle klimatyczny duet z Maćkiem Pawlakiem w utworze Move on z musicalu Sunday in the Park with George, który był moim ulubionym songiem w jej wykonaniu podczas tego koncertu. Natalia bowiem już po raz kolejny pokazała, że właśnie w takim repertuarze sprawdza się doskonale. Tak, wiem – piszę to za każdym razem, gdy opisuję wykonania tej wokalistki, ale cóż… bardzo lubię jej subtelną stronę.
Zachwyciła mnie Paulina Janczak, której interpretacje utworów All for Laura z musicalu Woman in White (mam nadzieję, że potwierdzą się dawne plotki i ujrzymy w końcu jego polską wersję) czy When the music played z Doktora Żywago były zdecydowanie jednymi z bardziej emocjonalnych tego wieczora. Warte przypomnienia jest to, o czym Maciek wspominał między utworami: Paulina kreuje główną postać kobiecą w polskiej wersji tego dzieła w Operze i Filharmonii Podlaskiej w Białymstoku, a obecna kilka tygodni temu wśród publiczności Lucy Simon, kompozytorka muzyki do Doktora Żywago, stwierdziła, że jest to doskonała inscenizacja, a Paulina jest dokładnie taką Larą, jaką sobie wymarzyła. No większej rekomendacji, by wybrać się w końcu do Białegostoku, chyba nie trzeba!
Paulina wykonała swoje utwory niezwykle emocjonalnie, dodając każdemu z nich cząstkę odgrywanej postaci. Ekspresja jej twarzy oraz przeszywający wzrok robiły ogromne wrażenie, podobnie jak niesamowicie emocjonalna interpretacja wspomnianego wcześniej utworu z Doktora Żywago. No ja chcę już do tego Białegostoku! Podczas koncertu Paulina zaprezentowała także utwór Don’t cry for me Argentina w premierowym przekładzie przyszłorocznej warszawskiej inscenizacji Evity, który był zapowiedzią najnowszej, jesiennej premiery Teatru Rampa.
Wieczór pełen niespodzianek
Kolejną niespodzianką i zapowiedzią tego, co nas czeka na scenie na Targówku, był występ Jerzego Gmurzyńskiego, który dołączył do obsady rock opery Jesus Christ Superstar i od marca będzie wraz z Sebastianem Machalskim kreował postać Judasza. Rola ta jest niezwykle wymagająca – również aktorsko – dlatego jestem bardzo ciekaw, jak poradzi sobie z nią Jerzy i już nie mogę się doczekać, by to sprawdzić. Tym bardziej, że to, co zaprezentował podczas koncertu, wykonując utwór Heaven on their minds, zdecydowanie podsyciło mój apetyt.
Jerzy posiada bardzo mocny głos z rockowym zacięciem, który doskonale wpisuje się w konwencję JChS. Czekam zatem, by zobaczyć go w pełnej krasie!
Solo czy w duecie?
Maciej Pawlak, oprócz ogromnego uroku i nienachalnego poczucia humoru, zaprezentował również kawał możliwości wokalnych, wykonując Finishing the hat (ponownie z Sunday in the Park with George) czy świetne On this night of a thousand stars z Evity. Maciek był tego wieczora również królem duetów i przyznać trzeba, że jego głos świetnie komponuje się z paniami, którym partnerował.
Bardzo dobrze wypadł również w duecie z Raminem Karimloo, z którym wykonał utwór Lily’s eyes z musicalu Tajemniczy ogród – jak Maciek wspomniał, jednego z jego ulubionych. Co ciekawe, utwór ten, jednak w wykonaniu Maćka i Jakuba, znalazł się na debiutanckim albumie tego drugiego – Dream of Broadway.
Ze szczerością mu do twarzy
O Jakubie Wocialu pisałem już na blogu wielokrotnie i – jak zapewne wiecie – jeszcze trochę mógłbym napisać. Uhonorowany tegoroczną Teatralną Nagrodą Muzyczną im. Jana Kiepury dla Najlepszego Wokalisty Musicalowego po raz kolejny pokazał, że nie otrzymał jej bezpodstawnie. Subtelne Losing my mind z musicalu Follies, znane w jego wykonaniu z nagrań na YouTube czy z albumu Dream of Broadway na żywo brzmi jeszcze lepiej. Gethsemane: I only want to say ma absolutnie niemalejącą siłę rażenia i każdorazowo wbija mnie w fotel tak samo mocno (albo i mocniej), sprawiając, że chcę więcej.
Niezwykle cieszę się, że w końcu udało mi się usłyszeć również w jego wykonaniu utwór She used to be mine z Waitress. Odkąd po raz pierwszy usłyszałem ten utwór wykonany przez Jakuba, odsłuchałem go setki razy. I myślę, że nie przesadzam. Sama kompozycja jest przepiękna, przejmująca, niezwykle wartościowa w warstwie muzycznej oraz lirycznej, jednak emocje, które wkłada w nią Jakub, są absolutnie nie do podrobienia. Totalnie szczere, prawdziwe, autentyczne. I to sprawia, że mogę słuchać tego utworu w nieskończoność (co robię zresztą pisząc ten tekst 😉). I choć pewnie będzie to dla wielu zakrawało o świętokradztwo, to… Ramin Raminem, ale to właśnie She used to be mine w wykonaniu Kuby było dla mnie najbardziej wzruszającym utworem podczas koncertu.
A skoro już o Raminie mowa…
50 twarzy Ramina
No mistrz, bez dwóch zdań. Dawno nie słyszałem, by ktoś miał w głosie tyle kolorów i by tak umiejętnie i bez żadnego wysiłku potrafił nimi żonglować. Subtelne Being alive, pompatyczne Till I hear you sing, poruszające Still… Nieważne, czy w garniturze i z towarzyszeniem orkiestry, czy w t-shircie i przy akompaniamencie gitary – zawsze zachwycający, zawsze wzbudzający ogromne emocje, zawsze prezentujący najwyższy poziom.
Znałem wiele utworów w wykonaniu Ramina, jednak jeszcze kilka miesięcy temu nie przypuszczałbym, że kiedyś usłyszę je na żywo. A jednak! Zdecydowanie nie codziennie ma się okazję, by usłyszeć utwory z Phantoma śpiewane przez najprawdziwszego Phantoma. Nie codziennie ma się okazję, by móc spotkać się z gwiazdą takiego formatu, która okazuje się na dodatek być niezwykle serdecznym człowiekiem.
Po jednej nutce
Fakt, że w programie nie ujawniono utworów, które wykonywał będzie Ramin, był świetnym zabiegiem. Każdorazowo, gdy pojawiał się on na scenie i gdy wybrzmiewały pierwsze nuty poszczególnych utworów, publiczność oddychała z ulgą i radością, słysząc repertuar, którego tak wyczekiwała. Najmocniej na pewno zapamiętam brawurowe wykonania Empty chairs at empty tables oraz Bring him home z Nędzników, które zinterpretowane zostały genialnie. Po prostu GENIALNIE! A poruszyły mnie one tym bardziej, że to właśnie utwory z LesMis w wykonaniu Ramina odsłuchiwałem wcześniej najczęściej.
Bardzo poruszający był również utwór Still z musicalu Anastasia, napisany specjalnie dla niego, a apogeum emocji przyniósł finał koncertu, czyli utwór The Phantom of the Opera wykonany przez Paulinę Janczak w towarzystwie aż dwóch genialnych upiorów – Ramina Karimloo oraz Jakuba Wociala. To, co wydarzyło się na scenie, przerosło moje najśmielsze oczekiwania i było bardzo godnym zakończeniem koncertu, przyprawiającym o ogromne dreszcze.
Czy czegoś mi w repertuarze zabrakło? Tak. Bardzo liczyłem na utwór From now on w wykonaniu Ramina. Może więc usłyszę go następnym razem? Bo mam ogromną nadzieję, że przepiękny utwór z Jesus Christ Superstar, który został wykonany na bis, a który – co ciekawe – został przygotowany bardzo spontanicznie w przerwie koncertu, okaże się proroczy.
Could we start again, please?
Tak, poproszę.
Zacznijmy od początku.
Śpiewali tak, jak im zagrali
Wiatru w żagle występującym wokalistom z pewnością dodawali niezwykli muzycy. Aranżacje utworów przygotowane przez Jana Stokłosę, a wykonane przez Stokłosa Collective Orchestra pod jego batutą, były bardzo mocnym punktem wieczoru. Sam dyrygent, stojący w centrum sceny, swoją ekspresją i energią również powodował, że wielkie musicalowe songi zyskiwały nowego ducha. Owacje na stojąco, którym nie było końca, były skierowane w równej mierze w stronę wokalistów, jak i muzyków.
Poprzeczka pod samym niebem
Koncert The best of Broadway był widowiskiem na światowym poziomie. Wydarzeniem, które zdarza się bardzo rzadko i myślę, że mogę zaryzykować stwierdzeniem, że była to najpełniejsza i najpiękniejsza produkcja muzyczna, jakiej doświadczyłem. Ogrom emocji związanych z nim oraz z podglądanymi przygotowaniami i oczekiwaniem, jest taki, że nadal ciężko mi to ogarnąć. Wielkie podziękowania należą się Jakubowi Wocialowi, który udowodnił, że pasja, talent i ciężka praca popłacają, a pomysł, który początkowo mógł wydawać się szalony, okazał się strzałem w dziesiątkę i ogromnym sukcesem.
Dostrzegam jednak również duży problem w związku z tym koncertem. To, czego doświadczyłem, otworzyło mnie na zupełnie inne doznania i bardzo (oj, BARDZO) mocno podniosło poprzeczkę kolejnym koncertom i wydarzeniom. No i co teraz będzie…?
Dla koncertu The best of Broadway – w skali pięciogwiazdkowej – absolutna szóstka!
⭐⭐⭐⭐⭐⭐
3 COMMENTS