„Piękna i Bestia”, czyli najnowsza premiera Teatru Muzycznego w Poznaniu, to tytuł, który narobił w środowisku musicalowym niemałego zamieszania. Na wszystkie zaplanowane w tym sezonie spektakle bilety rozeszły się na pniu na długo przed premierą. Pokazuje to, że zapotrzebowanie na tego typu historie jest ogromne – ogromne jednak przez to są i oczekiwania. Dla mnie była to chyba najbardziej wyczekiwana premiera tego sezonu – a przynajmniej stała się nią od… końcówki września ubiegłego roku. Do Teatru Muzycznego w Poznaniu nie przyciągał mnie jednak bynajmniej sam tytuł – „Piękna i Bestia” nie była nigdy w czołówce moich ulubionych historii Disneya. Tutaj magnesem była obsada (och! ach!) i gwarancja jakości. Od kilku już lat bowiem poznański teatr ani razu nie zawiódł mnie poziomem realizacji swoich kolejnych premier.
Co tu dużo mówić – nie inaczej było i tym razem. „Piękna i Bestia” w reżyserii Jerzego Jana Połońskiego jest spektaklem… po prostu pięknym. Teatr Muzyczny w Poznaniu po raz kolejny udowodnił mi, że stawia przede wszystkim na najwyższą jakość i kreatywnością rozwiązań oraz kreowaną magią zdecydowanie przewyższa teatry z większymi scenami czy możliwościami technicznymi.
W sercach wciąż jest nadzieja – „Irena” w Teatrze Muzycznym w Poznaniu [RECENZJA]
Historia stara jak świat
„Piękna i Bestia” jest jednym z najbardziej znanych filmów Disneya. Opowiada on historię zadufanego księcia, który zwraca uwagę jedynie na piękno zewnętrzne. Karą za powierzchowność było zamienienie go w odrażającą bestię, a całej jego służby – w elementy wyposażenia zamku. Jak zwykle w historiach Disneya, opowieść tę można jednak odczytywać na kilku płaszczyznach i przeplatają się tu różne wątki. Od najbardziej oczywistego wątku romantycznego i doceniania piękna wewnętrznego, przez relację ojca i córki, po tematy małomiasteczkowości, odrzucenia, niezrozumienia, poszukiwania własnej ścieżki. Sprawia to, że historia jest bardzo uniwersalna i znaleźć może odbiorcę w każdym wieku.
Choć większość z nas zna „Pięknę i Bestię” w wersji Disneya, historia pysznego księcia ma swoje początki w 1740 roku. Wtedy to ukazał się zbiór baśni autorstwa Gabrielle-Suzanne Barbot de Villenueve, którego częścią była „Piękna i Bestia”. I właśnie to wydanie było bezpośrednią inspiracją dla realizatorów poznańskiej inscenizacji, którzy swoją opowieść osadzili na kartach baśniowej księgi. A do eksplorowania jej zapraszają widzów poznańskiego teatru.
Im dalej w las, tym lepiej
Spektakl początkowo może sprawiać wrażenie dość surowego, ale im dalej w las (całkiem dosłownie), tym lepiej. Z każdą kolejną minutą twórcy odsłaniają bowiem kolejne karty tej pięknej księgi, a wszystkie elementy układanki zaczynają tworzyć całość. Genialną całość, która faktycznie buduje nam świat rodem z baśni. Mamy fantastycznego narratora (w tej roli gościnnie Daniel Olbrychski), wycinankową i wielowarstwową scenografię, kreskówkowe rekwizyty i kostiumy. Te ostatnio jasno zaznaczają granicę między nijakimi i płaskimi wieśniakami, tworzącymi jedną masę, a wyrazistymi i kolorowymi mieszkańcami zamku czy bujającą w obłokach Bellą.
Gościem w zamku Bestii bądź!
Sceny w zamku Bestii absolutnie zapierają dech w piersiach! Od pierwszego spotkania z Płomykiem i Trybikiem na mojej twarzy gościły naprzemiennie uśmiech, wzruszenie, radość, a czasami niepokój i strach. Wszystkie te sceny są dopieszczone w najmniejszych detalach zarówno reżysersko i aktorsko, jak i czysto wizualnie. Ucztą dla oka jest scenografia Anny Chadaj, niezwykłe kostiumy Agaty Uchman oraz plastyczne światło w reżyserii Katarzyny Łuszczyk. Kropką nad i są projekcje Karoliny Jacewicz, które nadają scenom dodatkowej przestrzenności i klimatu. Projekcje te w połączeniu ze światłem sprawiają, że niejednokrotnie mamy do czynienia z teatrem cieni, co dodaje temu spektaklowi niesamowitego smaku. Jest naprawdę bajkowo i bajecznie. Rzecz jasna – inaczej niż w filmie, inaczej niż w animacji. Ale jest piękny teatralny rozmach. Ja to kupuję w całości. I rozpływam się, i zachwycam. Fenomenalna jest scena w bilbiotece!
Choreografia w „Pięknej i Bestii”
Klimatyczna jest też choreografia debiutującego w tej roli Karola Drozda (kreującego także rolę Bestii). Mnie najbardziej urzeka ona w scenach z wilkami czy w niezwykłym „Gościem bądź”, które jest perełką na wielu polach. Dobrze ogląda się jednak także scenę w karczmie, a duże wrażenie robią na mnie ruchy poszczególnych mieszkańców zamku. Mamy bowiem do czynienia (w większości) nie z ludźmi, a z ożywionymi przedmiotami. Każdy z nich musi więc mieć określoną motorykę i sposób poruszania, co jest niełatwym zadaniem zarówno dla choreografa, jak i dla osób choreografię tę wykonujących.
Piękni i the best
Podczas premierowego weekendu miałem ogromną (oooj, ogromną!) przyjemność obejrzeć ten tytuł dwukrotnie. Na scenie widziałem zatem prawdopodobnie wszystkich z wyjątkiem Karola Drozda. Jasne, mam swoich faworytów i ulubieńców w rolach – nie chciałbym tutaj jednak popełniać jakiejś szczegółowej analizy porównawczej dwóch obsad, bo nie chcę jeszcze bardziej rozwlekać (i tak już długiej) recenzji. Ale też uważam, że żaden członek obsady tutaj nie zawodzi. Naprawdę!
W zespole widzimy dobrze znanych poznańskiej widowni znakomitych tancerzy (na brawa zasługują szczególnie za role wilków i sztućców) oraz doskonały zespół wokalno-aktorski. Rolę nieco szalonego (ale w granicach rozsądku, rzecz jasna) ojca Belli kreują Wiesław Paprzycki i Przemysław Łukaszewicz.
Komediowe odcienie prezentują Patryk Kośnicki i Bartosz Sołtysiak w bardzo dobrych kreacjach niegrzeszącego inteligencją Lefou. Urok i kokieterię wprowadzają na scenę Oksana Hamerska i Katarzyna Tapek kreujące Babette, z kolei w rolę zmanierowanej operowej divy Madame de Garderobe wcielają się Anita Urban-Wieczorek i Agnieszka Wawrzyniak.
Święta Trójca
Dwa słowa więcej wspomnieć muszę o genialnym trio: Trybik-Płomyk-Pani Imbryk. Fantastyczni razem, genialni osobno. Każda z tych postaci wprowadza do zamku Bestii zupełnie inne emocje i zachowania. Mamy bardzo poukładanego, służbistycznego i nieco nerwowego Trybika (Jarosław Patycki/Maciej Ogórkiewicz), który za nic nie chce dopuścić do tego, by Książę się rozgniewał. Jest wyluzowany i czarujący Płomyk, mówiący z francuskim akcentem i pełen naturalnej szarmancji (Wojciech Daniel/Maciej Zaruski). Trio dopełnia pełna ciepła i matczynego dobra Pani Imbryk (Anna Lasota/Dagmara Rybak), która dodatkowo wprowadza nas w cudownie romantyczny nastrój, wykonując utwór tytułowy podczas kolacji Belii i Bestii, czyli jednej z najpiękniejszych scen w spektaklu.
Co ciekawe Lasota i Rybak kreują też drugą postać – obie aktorki mają bowiem za zadanie animować również Bryczka (któremu głos podkłada Iga Klein), co jest w mojej opinii świetnym zabiegiem, ale też sporym aktorskim wyzwaniem, z którego obie aktorki wywiązują się bardzo dobrze.
Sceny z Panią Imbryk, Płomykiem i Trybikiem są jednymi z moich ulubionych – duża to zasługa tej właśnie obsady. Wprowadzają oni na scenę dużo humoru i nierzadko rozładowują atmosferę.
Nie taki czarny charakter
Jednym z najjaśniejszych obsadowych ogniw z pewnością jest Paweł Kubat, kreujący rolę Gastona, czyli dość nieoczywistego antagonisty. Kubat – co tu dużo mówić – jest w tej roli doskonały. Szczególnie w pierwszym akcie, w odsłonie bardziej komediowej. Jest bardzo świadomym artystą, sprawnie wykorzystującym cały wachlarz kompletnego aktora musicalowego. Kubat świetnie śpiewa, bardzo dobrze się rusza i przekonuje do siebie zarówno jako zapatrzony w siebie narcyz, jak i bezwzględny manipulator i czarny charakter.
Tę samą rolę kreuje Jakub Rajman, który nie zawsze wchodzi w buty Gastona tak pewnie – szczególnie w mocniejszych scenach. Jest jednak bardzo dobry wokalnie i świetnie odnajduje się w tej muzycznej stylistyce. Trzeba też zaznaczyć, że Rajman jest artystą bardzo młodym i widzę w nim spory potencjał. Jego Gaston daje duże nadzieje na kolejne świetne role!
Piękna i Bestia po raz pierwszy
W premierowej obsadzie tytułowe role kreowali Joanna Rybka-Sołtysiak oraz Rafał Szatan. I ludzie drodzy, jaki to jest bajeczny duet! Zarówno Piękna, jak i Bestia są postaciami dość złożonymi i ciekawymi – co ja, przyznaję, odkryłem dopiero dzięki wersji scenicznej.
Bella żyje z nosem w książce i buja w obłokach, ale jednocześnie jest silna, uparta i zadziorna – szczególnie w relacji z Gastonem. Choć… w interakcjach z Bestią też pazura odmówić jej nie można. Asia jest w tej roli szalenie naturalna i w każdej scenie wygląda jak żywcem wyciągnięta z tej historii. Zdaje się być urodzona do grania Belli, a wszelkie partie wokalne brzmią w jej wykonaniu prawdziwie bajecznie. Rybka-Sołtysiak jest też naprawdę przekonująca aktorsko, co w całokształcie daje nam kompletną, świetną kreację. Myślę, że – obok Suku w „Kombinacie” – jedną z moich ulubionych i najlepszych w wykonaniu tej artystki.
Bestia to z kolei początkowo pyszny książę z lodowatym sercem, które z czasem jednak zaczyna topnieć – podobnie jak rozpływa się widownia, gdy śpiewa Rafał Szatan. Jest to moim zdaniem jeden z najlepszych męskich głosów polskiej sceny musicalowej i kompozycje Alana Menkena w jego wykonaniu to prawdziwe perełki, których słucha się z niebywałą przyjemnością. Rafał bardzo dobrze kreuje też tę postać aktorsko, co jest trudne z (co najmniej) dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że przez niemal 3 godziny gra w ogromnym, futrzastym kostiumie. Po drugie – Bestia jest w moim odczuciu chyba najciekawszą postacią, która w trakcie spektaklu przechodzi sporą przemianę. Rafał świetnie pokazuje zarówno ciemną stronę swojej postaci, jak i te momenty, w których w Bestii przebijają się dobre emocje.
Piękna i Bestia po raz drugi
Kolejnego dnia w tytułowych rolach widziałem Urszulę Laudańską i Patryka Bartoszewicza. Bardzo chciałem zobaczyć ten duet. Bardzo chciałem zobaczyć ich razem. Obserwuję ich niemal od początku ich musicalowych dróg i obojgu bardzo kibicuję. Swoimi rolami w „Pięknej i Bestii” Ula i Patryk udowodnili, że absolutnie zasłużyli na miejsce w moim sercu.
Ulę do tej pory widziałem jedynie w „Miss Saigon” oraz w epizodach w poznańskich produkcjach. Pamiętam, że byłem na łódzkiej widowni podczas drugiego spektaklu, w którym Ula kreowała rolę Kim. Dostrzegłem w niej wtedy potencjał i chęć obserwowania dalszej kariery. I ogromnie się cieszę, widząc, jak piękną drogę Ula odbyła, jak się rozwinęła i mocno dojrzała artystycznie. Bella w jej wykonaniu jest nie tylko doskonała wokalnie (Laudańska ma naprawdę fantastyczny głos!), ale też bardzo przekonująca przez pracę aktorską Uli – szczególnie w scenach, w których może dodać więcej zadziorności.
Simply the Be(a)st
Patryk Bartoszewicz to z kolei jedna z moich perełek z „Murów Jerycha”. Już wtedy zachwycił mnie bardzo mocną kreacją Jozuego i niezwykle silnym wokalem. Już wtedy wiedziałem, że warto się będzie nim zainteresować i obserwować jego artystyczną podróż. Bardzo chciałem zobaczyć Patryka w roli Bestii, bo czułem, że może to być prawdziwa petarda. To, co zobaczyłem, zdecydowanie przerosło jednak moje oczekiwania. Podczas spektaklu byłem pełen podziwu wobec tego, jak lekko (zakładam, że tylko pozornie) Patryk wykreował Bestię w całokształcie. Od postawy, przez sposób poruszania się, po modulację głosu. We wszystkim tym był bardzo konsekwentny do końca, zachowując bestiowy zadzior w głosie również podczas utworów, co czyniło tę postać jeszcze bardziej autentyczną.
W kreacji Bartoszewicza szczególnie podobało mi się przedstawienie tego, jak jego Bestia zmienia się przez cały spektakl. Jak zaczyna mieć w swych późniejszych staraniach przebłyski szarmancji, jak walczy jeszcze ze swym zachowaniem. Patryk genialnie oddał kontrast między Bestią z początku spektaklu a tym, co się dzieje z jego bohaterem dalej. Fantastyczna była scena w zachodnim skrzydle z następującym po niej „If I can’t love her”. Rola ta winduje Patryka w moich oczach z obiecującego debiutanta do musicalowej czołówki. Czekam na więcej!
„Piękna i Bestia” odczarowana. I zaczarowana.
Przyznaję, że te dwie wizyty w poznańskim teatrze bardzo pozytywnie mnie zaskoczyły i odczarowały „Piękną i Bestię”. Na nowo odkryłem też historię, którą teraz naprawdę cenię. To totalnie przyjemny spektakl, który się chłonie, którym się zachwyca i na który chce się wracać. Nie mogę nie wspomnieć jeszcze o przepięknie wydanym i zaprojektowanym programie, który nie tylko cieszy oko, ale jest też świetnie napisany!
Czy „Piękna i Bestia” jest spektaklem dobrze zrealizowanym jak na warunki poznańskiego teatru muzycznego? Absolutnie nie. „Piękna i Bestia” jest spektaklem po prostu bardzo dobrze zrealizowanym. Myślę, że najwyższy już czas, by zdjąć z poznańskiego muzycznego etykietę „małego teatru, w którym trzeba sobie jakoś radzić”. Poznańscy realizatorzy i artyści konsekwentnie udowadniają bowiem, że radzą sobie znakomicie, a niewielka scena nie jest wcale ograniczeniem, gdy ma się głowy pełne pomysłów.
1 COMMENT