Dawno nie miałem tego uczucia. Przyjemnego i strasznego jednocześnie. Dziwnego powrotu do codzienności po długo wyczekiwanym wydarzeniu. Uczucia, które sprawia, że z bólem wraca się do domu czy codziennych obowiązków, ale jednak przyprawia też ono o przyjemne mrowienie i dreszczyk na wspomnienie tego, co się działo jeszcze kilka chwil temu. Często działa tak na mnie kultura, a szczególnie koncerty na żywo i niejednokrotnie powtarzałem, że jestem szalenie wdzięczny za tę muzyczną wrażliwość. Słuchanie muzyki na żywo jest dla mnie jedną z większych przyjemności w życiu. Niestety, na długie miesiące została mi ona zabrana. Nie licząc podśpiewujących gdzieniegdzie znajomych, nie słyszałem na żywo nikogo od 8. marca, kiedy to opuściłem mury Rampy po moim ukochanym Jesus Christ Superstar. Cieszę się, że pierwszym miejscem, które odwiedziłem po prawie czterech miesiącach (sic!) przerwy, również była Rampa. A nawet nie tyle Rampa, co Azyl – czyli inicjatywa Jakuba Wociala, będąca odpowiedzią na obecną sytuację.
Nowe miejsce działań artystycznych
O tym, czym właściwie jest Azyl, pisałem już wcześniej w mediach społecznościowych czy w jednym z ostatnich wpisów na blogu. Teraz, po trzech koncertach, upewniłem się, że Azyl jest dokładnie tym, czym miał z założenia być.
Warto odnaleźć swój Azyl – nowe miejsce działań artystycznych w Warszawie
Jakub o Azylu mówił w ten sposób:
Teatr2 – nowe spojrzenie na znane nam teatralne działania.
Live2 – nareszcie naprawdę na żywo, a nie tylko podczas internetowych transmisji.
Bliskość2 – zarówno fizyczna, jak i duchowa (przy zachowaniu bezpiecznych odległości).
Intymność2 – emocje jeszcze bardziej na wyciągnięcie ręki.
Relacje2 – bo Azyl to nie tylko sztuka. To przede wszystkim Człowiek.
I tak dokładnie jest. Po czteromiesięcznej przerwie jak gąbka chłonąłem wszystkie dźwięki wypływające z gardeł i serc wyjątkowych i bardzo mi bliskich artystów, nie dowierzając, że wreszcie dzieje się to na żywo. Bez tej irytującej bariery szklanego ekranu. Choć zawsze były one dla mnie ważne i wyjątkowe, nie spodziewałem się, że koncerty na żywo będą kiedyś aż takim rarytasem i czymś niecodziennym. A w zalewie kultury online – tym właśnie się stały. Spotkania w Azylu są niezwykle kameralne, intymne i emocjonalne i udziela się to zarówno widzom, jak i artystom.
Zresztą podczas koncertów w Azylu nie ma tak jasnego podziału na to, co się dzieje na scenie i poza sceną – być może dlatego, że nie ma tam sceny. Artyści są tam dla widzów, widzowie dla artystów i pomiędzy utworami ma miejsce zupełnie naturalny i swobodny dialog. Są żarty, są śmiechy, są dokazywania, docinki. Nie brakuje też oczywiście wzruszeń i prawdziwych muzycznych emocji, których byłem tak wytęskniony. Słowem – jest tam wszystko, czego bym oczekiwał po takim koncercie.
Każdy koncert jest unikatowy
Podczas tych trzech dni byłem na dwóch różnych programach: raz był to koncert LAST MINUTE w wykonaniu Edyty Krzemień oraz Jakuba Wociala, z kolei dwa razy brałem udział w AZYLantySHOW, który wraz z Jakubem wykonała Dorota Osińska. I muszę przyznać, że każdy z tych wieczorów był zupełnie inny.
KAŻDY.
ZUPEŁNIE INNY.
Nawet dwa koncerty z cyklu AZYLantySHOW znacząco się od siebie różniły, a to dlatego, że przy tak kameralnych czy wręcz intymnych spotkaniach, naprawdę każda osoba będąca na sali ma bezpośredni wpływ na przebieg wydarzeń, na przepływ energii, na to, jak toczy się rozmowa, czy na to, jaki repertuar jest wykonywany. Sprawia to, że każdy z koncertów jest unikatowy i będąc danego wieczoru w Azylu, możemy mieć pewność, że chwila ta się nigdy więcej nie powtórzy, co nie jest aż tak oczywiste w przypadku spektakli czy bardziej ustrukturyzowanych i reżyserowanych koncertów. Bardzo to do mnie przemawia i sprawia, że jeszcze bardziej chłonę każdy moment w Azylu, czując się jeszcze bardziej wyjątkowo.
Artysta obnażony
Azyl jest bardzo wyjątkowym miejscem również dlatego, że przez wzgląd na niewielką powierzchnię i mocno ograniczoną widownię, artyści śpiewają unplugged – bez mikrofonów, bez nagłośnienia. Bez jakichkolwiek ulepszaczy, efektów, ale też bez kostiumów, masek i kreacji. Obnażają się przed nami niemal w całości i jestem przekonany, że nie każdy by się na to zdobył. Nie każdy wyszedłby też obronną ręką ze śpiewania całego koncertu bez mikrofonu, gdzie nie można schować się za przesterami, za orkiestrą, za pogłosami czy efektami. A cała trójka, którą miałem niebywałą przyjemność usłyszeć w ostatnich dniach w Azylu, zachwyciła mnie do głębi. Niejednokrotnie pisałem, że na równi z talentem (a czasami może nawet i bardziej) cenię sobie u artystów szczerość i autentyczność, bo to ona odróżnia według mnie artystę od wykonawcy, od rzemieślnika. Otrzymywałem je wcześniej zarówno od Edyty, Doroty, jak i Jakuba, który dla mnie jest mistrzem autentyczności i szczerych emocji.
Podczas koncertów w Azylu wszystko to było wielokrotnie spotęgowane. Wszystko działo się na wielkim luzie, z wielką swobodą, bez spiny i z ogromnym szacunkiem dla drugiego człowieka. Widać też było, że artyści czerpią z tego spotkania wielką przyjemność, co i mnie momentalnie wprawia w stan dodatkowego relaksu. A do tego jeszcze jak oni śpiewają… No ludzie!
Co słychać w Azylu?
Nie będę pisał szczegółowo, czym zachwycili mnie poszczególni artyści, gdyż myślę, że cała trójka jest doskonale znana. O każdym z artystów pisałem też na blogu już niejednokrotnie.
Tak to ja mogę śnić! – Jakub Wocial i goście w koncercie „Dream of Broadway” [RELACJA]
Dorota Osińska i Jakub Wocial w koncercie „Tak blisko – dwa światy, a jednak jeden” [RELACJA]
Mogę jedynie powiedzieć, że wybrzmiały i wielkie musicalowe hity, i przepiękne utwory z wielkich broadwayowskich klap, i muzyka popularna, i autorskie numery Doroty, i piosenka francuska. Były utwory solowe, były duety. Były utwory, które doskonale w wykonaniu tych artystów znałem, ale były i niespodzianki oraz premiery. Przez trzy dni z rzędu otrzymywałem niebywałą jakość, kunszt wokalny i wspaniały humor, a czułem się, jakbym siedział w fotelu we własnym salonie, popijając wino czy kawę. I jakby ci ludzie śpiewali tylko dla mnie. Cudowne uczucie.
Azyl to miejsce bez adresu czy czterech ścian
Bardzo cieszę się, że po tak długim odwyku mogłem wreszcie doświadczyć cudu przeżywania na żywo muzyki i takich emocji. Cieszę się, że miało to miejsce w Azylu. I cieszę się, że Jakub Wocial powołał do życia to miejsce. Choć po tych wieczorach mam przeświadczenie, że Azyl to nie jest miejsce. Azyl to jest stan, w którym się znajdujemy, przebywając tam. I Azyl to przede wszystkim LUDZIE, którzy go tworzą – po obu stronach „sceny”.
W jednym z utworów Edyta Krzemień śpiewała, że Dom to miejsce bez adresu czy czterech ścian. To coś, co więcej ma niż numer czy dach. Zdecydowanie mogę to odnieść też do Azylu. Mojego Azylu.
Azyl czynny przez całe wakacje
Co ważne, drzwi Azylu są dla nas otwarte również przez całe wakacje. Bilety na nadchodzące wydarzenia można kupić na portalu bilety.fm
Wszelkie szczegóły o nowościach zawsze na kanałach Broadway w Polsce na Facebooku oraz Instagramie.
Najbliższe koncerty to:
- Je t`aime – Dorota Osińska /10.07 – WYPRZEDANE/
- Dream of Broadway – Jakub Wocial i goście /13-25.07/
- Ojciec z córką – Emilia Klimczak i Jakub Wocial /17.07/
- Second Chance – Edyta Krzemień i Jakub Wocial /26-27.07/
- AZYLantySHOW – Dorota Osińska i Jakub Wocial /29.07-01.08/
- Julian Mere – koncert akustyczny /28, 30.07/
5 COMMENTS