Blog o musicalu, teatrze, muzyce… o kulturze
SZOK – Szymon o kulturze
  • O mnie
  • Spod sceny
    • Musical
    • Koncert
    • Teatr
    • Rozmowy
  • Ze sceny
    • Gospel Joy
  • Z życia
  • Z fotela
    • Film
    • Książka
    • Muzyka
    • Serial
  • Kontakt
TOP
fot. M. Heller
Musical, Spod sceny

“Złap mnie, gdy spadam – „next to normal” w Teatrze Syrena [RECENZJA]”

11 kwietnia, 2019   -   3 komentarze

ShareTweet

Musical next to normal stał się prawdziwą sensacją na Broadwayu. Spektakl Toma Kitta i Briana Yorkey’a został nagrodzony Pulitzerem w dziedzinie dramatu, a także trzema nagrodami Tony. Myślę, że może on być również ważnym punktem w historii polskiego teatru muzycznego. Ryzyka zaprezentowania tego tytułu polskiej publiczności podjął się Jacek Mikołajczyk – dyrektor Teatru Syrena oraz reżyser spektaklu. Dlaczego mogło to być ryzykowne posunięcie? Bo dość nietypowa jak na musical – szczególnie w Polsce – jest jego tematyka. W next to normal nie jest bowiem cukierkowo, nie jest kolorowo, nie jest przaśnie (a takie, mam wrażenie, pojęcie o musicalu często w naszym kraju pokutuje). Jest za to gorzko, szczerze, troszkę zabawnie, czasem dramatycznie, bardzo prawdziwie – czyli życiowo.

Normalna rodzina?

Next to normal jest opowieścią o rodzinie Goodmanów – pozornie typowej amerykańskiej rodzinie. Są rodzice, jest dwójka dzieci. Jest zamartwiająca się matka i nieco wycofany ojciec. Jest lekkoduszny syn oraz ambitna córka. Szybko jednak dowiadujemy się, że to, co początkowo odbieraliśmy za normalne, niekoniecznie takie jest. W domu Goodmanów jest bowiem jeszcze jeden członek rodziny – choroba afektywna dwubiegunowa, z którą od szesnastu lat zmaga się Diana. A wraz z nią cała jej rodzina. Codzienność Goodmanów jest przez to całkowicie nieprzewidywalna – normalne dni przeplatają się u nich z szaleństwem, szczęśliwe z epizodami depresyjnymi, radości z kłótniami, a wszelkie uniesienia szybko ustępują miejsca dołom. I nawet, gdy przez pewien czas wszystko wydaje się być w porządku, nigdy nie wiadomo, kiedy Diana ponownie odczuje objawy swojej choroby.

next to normal - premiera | archiwum prywatne

next to normal – premiera | archiwum prywatne

Więcej nie trzeba

W pierwszym odruchu duże wrażenie robi na mnie to, co nie jest szczególnie często spotykane w teatrze muzycznym. Musicale, nawet jeśli są ascetyczne i zachowawcze w formie, często mają bardzo bogatą obsadę – jest balet, jest zespół wokalny, są soliści. I ja to bardzo lubię! Przecież taki właśnie jest choćby mój ukochany Jesus Christ Superstar w Teatrze Rampa czy fenomenalne Chicago w Krakowskim Teatrze Variété – to spektakle przepełnione symbolami, z niewielką scenografią, jednak z obszernym zapleczem (fantastycznych) ludzi na scenie. Next to normal pokazuje, że można do tematu musicalu z powodzeniem podejść także inaczej i ciężar całego spektaklu położyć na barki jedynie sześciu osób. A jeśli tymi sześcioma osobami są tak utalentowani artyści, jak warszawska obsada next to normal, to można zabieg ten doskonale wybronić.

Tak ograniczone zasoby ludzkie (ilościowo, bynajmniej nie jakościowo) przywodzą na myśl bardziej teatr dramatyczny niż muzyczny, dlatego myślę, że spektakl ten można też z powodzeniem polecać także osobom, które na musical do tej pory reagowały raczej litościwym uśmiechem. Bo mimo że niemal w całości śpiewany, nijak nie pasuje do cukierkowego stereotypu musicalu (jak zresztą oczywiście i wiele innych tytułów).

Niejednoznaczne postaci

W next to normal mamy szóstkę bohaterów, pośród których nie ma miejsca na miałkość, płytkość i jednowymiarowość. Każdy z nich jest jakiś, każdy z nich jest złożoną postacią, posiadającą wiele odcieni, które w całości składają się na interesującego bohatera. Złożone postaci są niesamowitym wyzwaniem dla wcielających się w nie aktorów i mamy ogromne szczęście, że Jacek Mikołajczyk zaangażował w ten spektakl tak dobrą załogę.

Genialny w roli tajemniczego, nieco oschłego i zdystansowanego doktora Maddena jest Marcin Wortmann. Świetną sceną jest ta, w której go poznajemy, kiedy to w oczach Diany staje się on gwiazdą rocka. Dalej widzimy jednak, jak prowadzi on swoją pacjentkę przez kolejne etapy leczenia. Nie spoufala się, nie okazuje emocji, jest postacią niezwykle tajemniczą, trochę mroczną (co podkreśla dodatkowo jego czarny ubiór) i ciężko do końca odczytać jego emocje. Madden chce faktycznie pomóc pacjentce? A może to tylko kolejny projekt do odhaczenia? Eksperyment do przeprowadzenia? Marcin Wortmann bardzo dobrze oddał to wycofanie swojego bohatera, wzbudzając we mnie pewnego rodzaju niepokój.

fot. M. Heller

fot. M. Heller

Nieco zawiódł mnie z kolei Damian Aleksander w roli Dana – męża Diany. Choć jak zwykle świetny wokalnie, mam wrażenie, że nieco przedobrzył tę postać w warstwie aktorskiej. Dan, choć początkowo wydawał się być nieco z boku, jest wsparciem dla swojej żony, chce jej pomóc, chce na nowo budować szczęśliwą rodzinę, jednak w wykonaniu Aleksandra postać ta była trochę przedramatyzowana, momentami bardziej niż sama Diana.

fot. M. Heller

fot. M. Heller

Powiew świeżości

Bardzo przekonała mnie z kolei młodsza część obsady next to normal, której kreacje były pełne świeżości i pozbawione manieryzmu. Henry, chłopak Natalie, który w spektaklu przechodzi chyba największą przemianę, początkowo jest niemyślącym o przyszłości fanem trawki, który z czasem staje się jednak największą podporą dla swojej ukochanej, dla której chce być również lekiem na całe otaczające ją zło. Wcielający się w niego podczas niedzielnej premiery Maciej Dybowski z charakterystyczną lekkością oddał tę przemianę, bardzo dobrze wypadając także wokalnie.

Kreujący Gabe’a Piotr Janusz miał do wykonania chyba najbardziej wymagające partie wokalne (choćby Jestem tu / I’m alive), z czym poradził sobie naprawdę dobrze. Postać ta jest bardzo niejednoznaczna (nie chcę spoilerować, więc w murach Syreny przekonacie się dlaczego), momentami wycofana, czasami zagubiona, pełna jednak młodzieńczej werwy i energii.

fot. M. Heller

fot. M. Heller

Triumf kobiet

Nie bez powodu damską część obsady zostawiłem na koniec, bowiem to właśnie panie w spektaklu next to normal są dla mnie najjaśniej święcącymi gwiazdami. Karolina Gwóźdź wciela się w Natalie, czyli zbuntowaną nastolatkę, która nie do końca radzi sobie z chorobą matki oraz tym, że niejednokrotnie jest przez nią niezauważana i odtrącana. Ta młoda aktorka bezbłędnie oddała targające Natalie emocje, problemy i wątpliwości, a swój ogromny kunszt i profesjonalizm udowodniła choćby wtedy, gdy zaliczyła na scenie upadek, po którym bez mrugnięcia okiem kontynuowała utwór, nie dając po sobie poznać, że cokolwiek się stało. No i ten kryształ w głosie!

fot. M. Heller

fot. M. Heller

Niepodzielnie panującą królową tego musicalu jest jednak Katarzyna Walczak, kreująca główną rolę. Myślę, że Diana Goodman jest jedną z ciekawszych, bardziej złożonych i trudniejszych postaci kobiecych, jakie widziałem do tej pory na deskach teatrów muzycznych. Diana przechodzi przez różne etapy choroby, przez różne i absolutnie skrajne stany emocjonalne – od euforii po rozpacz, ból, cierpienie, rezygnację, zdezorientowanie… Kreacja Katarzyny Walczak każdy z tych stanów prezentuje w sposób niezwykle autentyczny, przybliżając nieco chorobę afektywną dwubiegunową. Wykreowanej przez nią Dianie się wierzy, współczuje, od początku wchodzi się do jej świata, próbując zrozumieć i poczuć to, co ona. Katarzyna Walczak bardzo dobrze wypada w tym wokalnie, ale jeszcze bardziej zachwyca aktorstwem. Mimika, gesty, intonacja i pełne spektrum emocji składają się na niezwykle autentyczną kreację. Absolutnie wbijająca w fotel była końcówka I aktu!

fot. M. Heller

fot. M. Heller

Muzyczna różnorodność

W next to normal zachwyca też muzyka Toma Kitta (która nie bez powodu otrzymała nagrodę Tony w kategoriach Najlepsza Muzyka oraz Najlepsza Orkiestracja). Jest ona bardzo przebojowa oraz różnorodna i niemal całkowicie opowiada nam historię Goodmanów. Fenomenalny jest otwierający spektakl utwór Choć jeszcze jeden dzień (Just another day), ogromnie poruszają Złap mnie, gdy spadam (Catch me, I’m falling) oraz Nie bój się zapomnienia (Song of forgetting), przeszywają i niepokoją Było coś o tym w filmie (Didn’t I see this movie?) czy Nowa ja (Wish I were here), a nuty romantyczne wprowadzają choćby takie songi jak Hej czy Lekiem Twym być (Perfect for you). A to jedynie niewielka część tego, co można usłyszeć podczas dwuipółgodzinnego spektaklu!

fot. M. Heller

fot. M. Heller

Wszystkie utwory są brawurowo wykonywane zarówno przez zespół muzyczny pod kierownictwem Tomasza Filipczaka, jak i wszystkich solistów, przez których przemawiała prawda. Emocje, które były w ciałach, przekładały się na przepełnione emocjami dźwięki. Nie zawsze były one obiektywnie piękne (choć czymże jest obiektywizm?), czasami wykrzyczane, czasami niezrozumiałe, ale zawsze autentyczne. A to jest dla mnie w sztuce najważniejsze. Momentami przeszkadzały mi jednak nieco kolokwializmy w polskim przekładzie Jacka Mikołajczyka. I tak, jak naturalnie brzmiały one w wykonaniu dzieci Goodmanów, tak nie do końca do Diany czy Dana pasowały mi sformułowania typu sorki czy git. Ale… jestem skłonny przymknąć na to oko!

Cudowny minimalzim

Next to normal porusza prostotą, minimalizmem, oszczędnością formy. Bardzo podobała mi się symboliczna scenografia Mariusza Napierały czy naturalne i zwykłe kostiumy, które przygotowała Bożena Ślaga-Śmierzyńska. I choć taniec oraz przebojowa choreografia jest elementem, który bardzo lubię w musicalach, w next to normal absolutnie mi tego nie brakowało. Sześciu aktorów, samo życie i prawda – to mi wystarczyło.

Musical next to normal porusza trudną tematykę, ale nie jest przygnębiający. Zmusza do pewnych przemyśleń, ale nie jest trudny w odbiorze i niedostępny. Cięższe sceny przeplatają się z humorystycznymi (urocze dialogi Natalie z Henrym czy pierwsze spotkanie Diany z Maddenem), a różnorodna muzyka ma szansę trafić w gusta wielu osób. Są jeszcze bilety na spektakle w tym sezonie, więc szczerze polecam wycieczki do Teatru Syrena.

next to normal - premiera | archiwum prywatne

next to normal – premiera | archiwum prywatne

TAGSdamianaleksanderjacekmikolajczykkarolinagwozdzkatarzynawalczakmaciejdybowskimarcinwortmannmusicalnexttonormalpiotrjanuszrecenzjateatrsyrenawarszawa

Previous post:

« Don’t cry for me… – recital Natalii Piotrowskiej

Next post:

Oni byli sobie pisani – Kuba Badach i projekt „Tribute to Andrzej Zaucha. Obecny” »

To również możę Ci się spodobać
Ale co tu się…?! [PODSUMOWANIE SEZONU 2019/2020]

31 sierpnia, 2020

Plany, plany, plany – co zobaczę w 2020?

16 stycznia, 2020

fot. Michał Matuszak
Słuchaj, kiedy śpiewa lud – „Les Misérables” w Teatrze Muzycznym w Łodzi [RECENZJA]

8 listopada, 2018

3 COMMENTS

what do you think? Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Pingback: 2019 w liczbach i obrazkach [KULTURALNE PODSUMOWANIE ROKU] - SZOK - Szymon o kulturze on 11 kwietnia, 2019
  • Pingback: Plany, plany, plany - co zobaczę w 2020? - SZOK - Szymon o kulturze on 11 kwietnia, 2019
  • Pingback: Czyj jest ten w rękawie as? - "Aida" w Teatrze Muzycznym ROMA [RECENZJA] - SZOK - Szymon o kulturze on 11 kwietnia, 2019
  • Kto tutaj pisze?

    Znajdź na blogu
    Zobacz więcej na Facebooku
    Zobacz więcej na Facebooku
    Sprawdż na YouTube
    https://www.youtube.com/watch?v=76_j4OzfQA8
    Instagram
    Oto ja, dwa dolary prosto z Dreamlandu oraz ekipa "Miss Saigon" warta tych dolarów dużo więcej. 💸💸💸
    Nieodłącznym elementem życia musicalowego świra są niekończące się podróże. 🚆🚘✈️
    Korzystając z okazji, że już prawie nie kaszlę, a na dodatek przebrałem się za wielkanocną pisankę (tę poświęconą, rzecz jasna 😇), życzę Wam wesołych Świąt! 🐏✝️
    2,5 roku temu pisałem Wam, że to przezdolne Dziewczę zaczyna naukę na Baduszkowej. A dziś mogę napisać, że jestem szalenie dumny i szczęśliwy z tego, że wczoraj mogłem Julię oklaskiwać.
    W minioną niedzielę miało miejsce pożegnanie musicalu „Waitress” w @teatrmuzycznyroma. Mam poczucie, że pożegnanie zdecydowanie przedwczesne. 💁🏾 Bardzo lubię ten materiał, choć w Romie - z wielu powodów - widziałem go tylko dwukrotnie. I podczas tego niedzielnego pożegnania poczułem, że będzie mi tego brakowało. Szczególnie w takim składzie, w jakim zagrany był ten ostatni spektakl. ♥️
    No to wjeżdżamy w ten Międzynarodowy Dzień Teatru! 🎭
    „Miss Saigon”. Romantyczna bajka o trudnej miłości amerykańskiego żołnierza i wietnamskiej prostytutki. Dla mnie jednak przede wszystkim historia o tym wszystkim, co dzieje się z boku, a jest w tej opowieści niedopowiedziane.
    Azyl to nie miejsce, Azyl to ludzie. Wiem, że powtarzamy to zdanie do złudzenia, ale jest to święta prawda. W sobotę bowiem miejsce było inne, jednak ludzie ci sami. I było cudownie. Dziękuję ❣️
    „Wiadomo, że w Jezusie czuję się na tę chwilę dużo bardziej komfortowo, bo grałem to już wiele razy, natomiast bardzo chciałbym zagrać Judasza." - te słowa @jakub_wocial wypowiedział w lutym 2020 roku i... jak powiedział, tak zrobi! 🥳
    Najnowsze wpisy: SZOK - Szymon o kulturze

    Podróż do lepszego świata – „Przybysz” w Teatrze Rampa [RECENZJA]

    Podróż do lepszego świata – „Przybysz” w Teatrze Rampa [RECENZJA]

    Mały sklepik, wielkie talenty – „Little Shop of Horros” Teatru Muzycznego Proscenium

    Mały sklepik, wielkie talenty – „Little Shop of Horros” Teatru Muzycznego Proscenium

    Czy wrócę tam? – „Pretty Woman” w Teatrze Muzycznym w Łodzi [RECENZJA]

    Czy wrócę tam? – „Pretty Woman” w Teatrze Muzycznym w Łodzi [RECENZJA]

    Jakub Wocial: „Fakt, że jestem tu, gdzie jestem i że ludzie doceniają moją pracę, pozwala mi myśleć, że chyba to, co robię, robię całkiem OK.”[WYWIAD]

    Jakub Wocial: „Fakt, że jestem tu, gdzie jestem i że ludzie doceniają moją pracę, pozwala mi myśleć, że chyba to, co robię, robię całkiem OK.”[WYWIAD]

    Gdy kumpli masz jak ich! – „Friends. The Musical Parody” w Kujawsko-Pomorskim Teatrze Muzycznym w Toruniu [RECENZJA]

    Gdy kumpli masz jak ich! – „Friends. The Musical Parody” w Kujawsko-Pomorskim Teatrze Muzycznym w Toruniu [RECENZJA]
    Sprawdź także
    • Czyj jest ten w rękawie as? - "Aida" w Teatrze Muzycznym ROMA [RECENZJA]
    • Czy wrócę tam? - "Pretty Woman" w Teatrze Muzycznym w Łodzi [RECENZJA]
    • Niebezpieczna to gra: "Jekyll and Hyde" w Teatrze Muzycznym w Poznaniu [RECENZJA]
    • Triumf talentu: "Les Misérables School Edition" w wykonaniu Śródmiejskiego Teatru Muzycznego [RECENZJA]
    • Graficzne i liczbowe podsumowanie sezonu 2018/2019 [SZOKUJĄCE DANE i INFOGRAFIKA]
    Tagi
    alicjakalinowska (6) artystysposobnakwarantanne (6) azyl (6) blaszanybebenek (6) broadwaywpolsce (15) chicago (10) dagmararybak (8) dorotaosinska (7) ewaklosowicz (5) ewelinaadamskaporczyk (9) footloose (4) jakubwocial (25) janstoklosa (8) jesuschristsuperstar (13) kamilkrupicz (11) koncert (15) krakowskiteatrvariete (5) kraków (7) kubabadach (4) kwarantanna (5) lesmiserables (7) maciejpawlak (14) maciejzaruski (8) marcinsosinski (4) musical (30) muzyka (5) nataliapiotrowska (9) patrykgladys (5) paulinajanczak (9) pawelgoralski (4) poznan (10) recenzja (16) rockopera (4) sabinakarwala (5) santiagobello (10) sebastianmachalski (9) serial (5) teatr (4) teatrmuzycznywlodzi (5) teatrmuzycznywpoznaniu (13) teatrrampa (15) warszawa (23) wojciechkoscielniak (6) wroclaw (6) wywiad (8)
    Archiwa
    Kategorie
    Instagram
    Oto ja, dwa dolary prosto z Dreamlandu oraz ekipa "Miss Saigon" warta tych dolarów dużo więcej. 💸💸💸
    Nieodłącznym elementem życia musicalowego świra są niekończące się podróże. 🚆🚘✈️
    Korzystając z okazji, że już prawie nie kaszlę, a na dodatek przebrałem się za wielkanocną pisankę (tę poświęconą, rzecz jasna 😇), życzę Wam wesołych Świąt! 🐏✝️
    SZOK – Szymon o kulturze
    Ta strona używa plików cookies, dzięki którym może działać lepiej. Cookie Policy

    © 2022 SZOK – Szymon o kulturze